Małe wyszydzanko


Prawo Nesi: jak już coś sobie postanowisz, to na sto procent tego nie zrobisz. 



Obiecałam sobie, że posty będą się pojawiać regularnie co tydzień, w czwartek. Efekt? W zeszłym tygodniu na blogu nie zaistniał ani jeden wpis, a dziś mamy środę. (A jutro melo, melo, melooooo!!! - taka dygresja). 



Czy jeżeli postanowię sobie nie czynić postanowień, to może się udać? 


No dobra już, dobra, a sesja sama się zda?
Nie ma to jak dobry motywator!

Wątpię. Ażeby przewidzieć prawdziwość powyższego, musiałabym wcześniej wiedzieć, czego dokładnie się po sobie spodziewać, ergo wiedzieć, kim jestem. Tego zbyt dokładnie nie potrafię ustalić. Wiem tylko kim chcę być (w miarę rozpoznawalną pisarką, basta) i kim nie jestem. (To jest dopiero łańcuch przyczynowo-skutkowy, proszę państwa)!



Nie jestem osobą, której w ogóle nie rusza to, że wraca do dużego miasta, i to już jutro. (Melo, melo, melooo)! Czuję całą sobą, że wreszcie zacznę oddychać. Może nie swobodniej, ale głębiej, prawdziwej, po swojemu. Nieraz pewnie zaboli, ale to lepsze niż dławienie się powoli narastającym w płucach CO2. 



Nie jestem człowiekiem, który potrafiłby kogoś skrzywdzićz premedytacją. Słowo "intryga" jara mnie straszliwie, ale wymyślić nic konstruktywnego nie mogę (o ile nie jest to opowiadanie fantasy, i to z serii tych "dworskich"). Czasem mam ochotę kogoś dotkliwie ukarać za krzywdę innych osób, ale tak naprawdę po co? Czyjaś krzywda nic nie zmieni. Nie sprawi, że mi czy komukolwiek będzie lżej. Damn. Rozmowy z Solem dużo dają. 



Nie jestem jeszcze nauczycielką, ale czuję, że może nią kiedyś ewentualnie zostanę. Smutna mina Stasia, kiedy oznajmiłam, że jutro już mają koniec lekcji ze mną, kompletnie mną wstrząsnęła. Tak samo jak to, że nauczyłam nawet 4c, co to ten bezokolicznik. Wciąż nie mogę przestać się dziwić.



Nie jestem blogerką, która pisałaby o tym, na czym kompletnie się nie zna i jeszcze robiłaby na tym hajs. Może i średnio orientuję się we własnym życiu, ale wiem, czym różni się Hans Kloss od Valentino. Pewnie dlatego, że lubię bawić się fikcją i mniej więcej kojarzę postacie nierzeczywiste. I gdybym sobie pojechała na Blog Forum Gdańsk, na które tak ciągnął mnie Mati, rzekłabym: tak, oglądałam ceremonię wręczenia Nagrody Nike, tak, mój profesor znajdował się w jury, ale nie, nie znałam wszystkich autorów, jacy znaleźli
Jutuber, dajrekszonerki i coraz więcej frików,
 zamiast po prostu wariatów...
 A gdzie ten język polski?!
się w finale. Nie, nie czytałam ani "Morfiny", ani "Ciemno, prawie noc", lecz cóż z tego? Z chęcią opowiem o "Nocy żywych Żydów" albo dwóch pierwszych tomach "Pieśni lodu i ognia". Moi drodzy. Wszystkiego nie da się ogarnąć. Jesteśmy tylko ludźmi. Zakładając jednak bloga wyspecjalizowanego w jakiejś topice, powinniśmy zdawać sobie sprawę z konsekwencji, jakie to na nas sprowadza. Piszesz o modzie, to weź trochę o niej POCZYTAJ. Z pewnych źródeł. Na przykład z jakiegoś modowego czasopisma. Papierowego najlepiej. Piszesz recenzje filmów? Nie wystarczy, że pójdziesz do kina. Zaznajom się z nim również dzięki literaturze, która jest fenomenalnym nośnikiem informacji. Dlaczego ludzie o tym zapominają? 


Nie dość, że piszę o swoim życiu, sugerując się także wydarzeniami z życia moich przyjaciół oraz znajomych, to doczytuję sobie o życiu podobnych do mnie. Lub też zupełnie innych. Szukam inspiracji w filmie, sztukach plastycznych, muzyce... Gdzieś, kurwa (wspaniale jest znów móc przeklinać <3), muszę, bo mimo że mam bujną wyobraźnię (nie, nie chcecie wiedzieć, co mi się dzisiaj śniło), to żeby ją karmić i rozwijać, niezbędne są pomysły innych. 


Postanowiłam, że na koniec każdego postu, umieszczać będę niesamowicie irytujące mnie zdjęcia z fejsa lub też ludzkie zachowania objawiające się tam nagminnie (jak to u gminu bywa). Nie mam jednak pojęcia, jak to zrobić, by nikogo nie skrzywdzić (choć co niektórym by się należało). Dlatego też będę stosować opis obrazka, a jeśli ktoś to przeczyta i skapnie się, o co cho lub też kogo dotyczy, trudno. Może to będzie stosowna nauka płynąca z tych krótkich myślowych strzępów. Może ten ktoś się jakoś wybroni. Może powie, że jestem durna, zadufana w sobie i za kogo w ogóle się mam, żeby krytykować innych? 

Chciałabym tak, to by oznaczało, że mam paru czytelników więcej.


Stupid Facebook for Today. 
Zdjęcie przedstawia świeżą zapiekankę. Leżąca pokornie oraz bezbronnie w szklanej formie, dopiero co wyjęta z piekarnika, staje się ofiarą istot, które nazywają się rozumnymi. Gdyby tak było naprawdę, zjedliby od razu pyszne danie, a później ucieszyli, iż mają pełne żołądki, nie to, co biedne afrykańskie dzieci. 


Rzeczywistość jest jednak taka, że zapiekankę katują swoimi telefonami komórkowymi, pykając potrawie zdjęcia z różnych stron. Zapewne dopiero, gdy zdążą odpisać na pięć tysięcy komentarzy swoich znajomych oraz wymienić się lajkami, gdy kolacja już wystygnie, a słońce wzejdzie na zachodzie i zajdzie na wschodzie, a Khal Drogo zmartwychwstanie, stwierdzą, że to, co przygotowali, jest niesmaczne. 



Żeby ta zapiekanka chociaż na wierzchu miała ser żółty układający się w podobiznę Mony Lisy. Albo wyróżniała się czymkolwiek.


Ale nie. Zwykła zapiekanka. 

Share this:

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Ładna beleczka tematyczna na końcu,trzymaj się jej.
    I nie, nadal będę Ci pamiętał to, że nie chciałaś pojechać. Pytanie zasadnicze, czy to jest konferencja dla anno domini, czy dla entuzjastów samego środowiska?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nie umiesz knuć, snuć i wkurwiać ludzi to ja Ci mogę powiedzieć kto może Cię tego nauczyć!

    OdpowiedzUsuń