Wyrodzice = wyrodni rodzice

Szał na memy z Typową Mamą w Sieci to już prehistoria, ale wciąż są aktualne. Ostatnio na topie był filmik, którym zbulwersowała się cała Polska (bo pół kraju ogląda wciąż telewizję, a reszta wyznaje wiarę w Internet). Wyreżyserowana sytuacja między matką a córką z Master Chef, którą przypominam poniżej, to moim zdaniem jednak nic traumatycznego. Razem z Cypkiem stwierdziliśmy, że kobieta z tych kilku scen musiała mieć na imię Mirka, tak jak zowią się nasze kochane mateczki. 


W ogóle, to wyróżniamy oprócz Mirek również inne mateczki.
Mateczki Troskliwe, jak mama Julity, martwiąca się głównie nie tym, że jej dziecko może zostać napromieniowane radioaktywnymi ściekami z Fukushimy, a przeziębieniem, do którego z pewnością dojdzie przez chodzenie w trampkach po górach. 
Mateczki Dobrej Wiary, jak mama Zuzi, które zamiast wrzucenia córce do walizki słoika z bigosem, wpakują tam i pancerny PRL-owski elektryczny sprzęt kuchenny, i pojemnik z kuglem, i szarlotkę. I skażą tym samym koleżankę swojej najmłodszej latorośli (to jest mnie) na przepuklinę od wtargiwania dwudziestokilowego fioletowego prostokątnego pękającego w szwach stwora po schodach. (Dobra, sama chciałam).
Mateczki Wszystkowiedzące, jak mama Matiego. Odmowa syna, dotycząca skosztowania piwa, nie zamydliła jej oczu. I tak wie, że syn pije na studiach. (Wcześniej jednak był wzorowym asystentem, muszę zapewnić. Mam wszak nadzieję, że Mati do tego nie wraca, choć ostatnio piliśmy herbatę z żurawinką. To jest w ogóle świetna historia, bo zaprosiłam Matiego do siebie na herbatę, a później dopiero powiedziałam, że nie mam herbaty. Cała paczka dla mnie <3).
Mateczki Gustowne Inaczej, jak moja Mirka dziś wieczorem, która pozbyła się pianina z salonu. Zapytała uprzejmie, czy może je przenieść do sypialni jej i Lorda Fadera. Odpowiedziałam, że po moim trupie, to wszak nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, gdyż to ona jest na swoim, a ja na jej. Po całej akcji z przesuwaniem około półtonowego instrumentu, oświadczyłam, że salon może i wydaje się teraz większy, ale w istocie nie jest większy, tylko uboższy. Mimo skrzywionego spojrzenia mamy, kontynuowałam monolog, twierdząc, że pasuje jednak do niej i ojca, czyli prostych ludzi, nie potrzebujących w życiu tak bogatej rozrywki jaką jest kultura. Zakończyłam oświadczeniem, że mają się nie martwić, bo kiedy tylko moich rodziców ubezwłasnowolnię, pianino z powrotem wyląduje w salonie, zaś oni w swojej sypialni, na wieki wieków. 

Po ostatniej wypowiedzi uciekłam we łzach do pokoju, zaczęłam pisać z Matim i temat na notkę sam wypłynął. 
Jestem na siebie strasznie zła. 
Grałam na pianinie przez sześć lat. Na tym instrumencie, który dotychczas stał w salonie, płakałam i spałam. Raz nawet w niego kopnęłam. Wtedy też wybuchnęłam fontanną łez, teraz zaś chlipię sobie po cichutku. Zrezygnowałam z kariery pianistki, bo chciałam mieć czas na wyjście z koleżankami, żeby posiedzieć sobie na deptaku i zjeść loda. Byłam tak nagannie prymitywnym dzieckiem, że aż mi się to w głowie nie chce mieścić. Przez trzy lata po skończeniu szkoły muzycznej nie mogłam patrzeć na pianino, a teraz użalam się nad niespełnionymi marzeniami, w dodatku nie swoimi. Czy nadszedł czas, by odpuścić, tak jak zrobili to moi rodzice? Czuję, że powinnam brać z nich przykład.
Wkurza mnie też to, co powiedziałam. Ostatnio traktuję rodziców przedmiotowo. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Zawdzięczam im tyle, że nie powinnam nawet żartować na ten temat przyszłości, której tak strasznie się boję. Zwłaszcza po tym, co stało się, kiedy zrobiłam krótką przerwę od pisania i złożyłam kolejną wizytę rodzicom w salonie.
Mama wzięła pod uwagę moje zdanie. Uważa, że pokój faktycznie stał się uboższy i teraz gryzie się, nie wiedząc, co robić. To oznacza, że jestem naprawdę tak stara, iż wreszcie ktoś traktuje mnie na serio i liczy się z tym, co powiem. Załamanie nerwowe? Nie, bo na szczęście człowiek nigdy nie jest tak stary, by powiedzieć, iż to nie jego problem. 

Nie dość że stara, to coraz bardziej wredna. Chyba za dużo czasu spędzam z Z. (Młodszą ode mnie o rok i wbrew zdaniu ogólnemu w Babilonie naprawdę miłą i troskliwą).

Proste rachowanie. Im bardziej rodzice są wyrodzicami, tym mają pojebańsze dzieci.

Pieprzony listopad.
Znowu smutno. 

Share this:

CONVERSATION

10 komentarze:

  1. Luz, sam się uczyłem gry na fortepianie, po dwóch latach zrezygnowałem po tym, jak zapomniałem przez wakację co miałem się nauczyć. [*]
    Matkę kochać trza. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam też pewnego razu podobny kryzys wakacjowy. Ale uporałam się z nim. Mimo tego nie wiedziałam, żeś taki szalony. Na klawisze się porwałeś, wow, uszanowanko!
      Matkę się po prostu kocha, nawet, jak nie trzeba. ; )

      Usuń
  2. "Nie dość że stara, to coraz bardziej wredna. Chyba za dużo czasu spędzam z Z. (Młodszą ode mnie o rok i wbrew zdaniu ogólnemu w Babilonie naprawdę miłą i troskliwą)."

    Coraz bardziej wredna, bo za dużo czasu spędzam z Z, która jest suką, ale w sumie miłą.
    DZIĘKI ORKO! (a może oreczko? ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś czuję, że ta Orka się przyjmie. xD
      Nie ma za co, wredna pipo, zawsze do usług! : *

      Usuń
  3. To ja dalej jestem w wieku, który według mojej babci kwalifikuje mnie jako jakiegoś półdowna. Choć w sumie babcie to chyba jeszcze inna historia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dziwnego, Misako, jesteś jeszcze słodkie bejbi. ; )

      Usuń
  4. Moja Mama się kwalifikuje raczej jako Matka - Nazista :D

    OdpowiedzUsuń