Marta Płusa - Seks i inne choroby cywilizacyjne
Od kiedy tylko dowiedziałam się w zeszłym roku, że Marta Płusa wydaje swoją książkę, nie mogłam się doczekać momentu publikacji! Czułam, że to będzie poważna sprawa. I miałam rację. Już sam tytuł powieści, Seks i inne choroby cywilizacyjne, może budzić kontrowersje. W połączeniu zaś z pogrążoną w mocnym światłocieniu nagą kobietą na okładce, soczystymi wulgaryzmami z wnętrza książki, faktem, iż Marta Płusa ma dopiero dwadzieścia parę lat oraz że w kategoryczny sposób podważa utarte w naszym społczeństwie role płciowe, stanowi prawdziwy koktajl Mołotowa.
We współczesnej Warszawie żyją sobie trzy młode kobiety. Olga, która ma obsesję na punkcie swojej wagi oraz kariery w telewizji, bezrobotna Ewka, mająca pomysł na siebie, ale przybita smutnym ciężarem szarej codzienności oraz Nataria, charakteryzująca się tym, że, jak mówią jej koleżanki, "ogarnia". Bohaterki Seksu i innych chorób cywilizacyjnych lawirują w maleńkim smutnym świecie, w którym można załatwić coś przeważnie tylko dzięki koneksjom, a włodarzami na włościach wciąż mogą być tylko mężczyźni. To, co dla innych młodych ludzi okazuje się być spełnieniem marzeń, jak choćby praca w porannym programie śniadaniowym dla telewizji, zostaje przez Płusę zanegowane. Autorka pokazuje, że można więcej, można inaczej, można mądrzej. Ale do tego stanowiska jej bohaterki muszą dopiero dojrzeć. Bardzo chciałabym, by książkę przeczytało jak najwięcej młodych kobiet i na przykładzie Olgi, Ewki oraz Natarii nauczyły się, co robić, a czego nie, a jednocześnie pamiętały o tym, że wybór i tak należy do nich. Według mnie Seks i inne choroby cywilizacyjne to lektura, która zsyła na czytelnika uświadomienie à propos najróżniejszych spraw.
Każda z nas ma gorsze momenty. I każda z nas próbuje poradzić sobie z nimi na swój własny sposób. Ja np. zazwyczaj uciekam, co jest jednym z najgorszych rodzajów radzenia sobie z problemami, bo tak naprawdę wcale nim nie jest. Bohaterki Płusy są chyba o wiele mocniejsze niż ja. Mają potężniejszą psychikę, ale i swoje uzależnienia. To stawia je w bardzo wyjątkowym świetle. Pisarka pokazuje bardzo jasno: kobieta może być bohaterką, ale ma i zawsze będzie miała swoje słabości, co wcale nie czyni ją gorszą od mężczyzny, tylko, wręcz przeciwnie, upodabnia ją do niego. (Choć, w tym konkretnym przypadku, nie wiem, czy którykolwiek mężczyzna udźwignąłby psychiczny ciężar, z którym musiały żyć bohaterki Seksu).
To prawda, że na pierwszy rzut oka, najbardziej kontrowersyjne mogą wydawać się opisy seksu. Bywają mechaniczne, wulgarne, proste, brudne, a czasem nawet bolesne - zupełnie jak seks. I jak seks potrafią sprawiać przyjemność, satysfakcję oraz dostarczać rozrywki. Podejście bohaterek może wzbudzać niesmak, ale tylko dlatego, że w Polsce nadal uważa się za fajnego faceta, który zaliczył mnóstwo dziewczyn, a za dziwkę kobietę, która sypiała z więcej niż pięcioma mężczyznami. Ale dlaczego to takie dziwe, że kobieta pragnie seksu tak samo, jak mężczyzna?
Dla mnie ciekawsze jednak były opisy warszawskiego świata młodych karierowiczów. Poszukiwania pracy, rozmowy kwalifikacyjne, pustota ludzi na tzw. stołkach oraz potwierdzenie, że niestety pieniądze i znajomości liczą się bardziej od prawdziwego talentu. Warszawa, do której ciągną sznurami młodzi ludzie z całego kraju, bo taka wspaniała, zostaje sprowadzona do parteru. W Warszawie jest jak wszędzie indziej. Możesz mieszkać w mieście powiatowym gdzieś na Mazurach, i możesz mieszkać w stolicy, ale i tak każdy zna się z każdym, a jak nikt nie zna Ciebie, to nic nie wskórasz.
Czyta się naprawdę super, bo historia wciąga już od pierwszych stron. Co prawda bohaterki potrafią nieźle zirytować czytelnika, ale w łatwy sposób można się również z nimi zaprzyjaźnić. Najważniejsze jednak jest to, że Seks i inne choroby cywilizacyjne to książka, którą przeczyta się i odkłada na półkę. Seks to lektura ważna, o jakiej będzie się myśleć jeszcze długo, bo zwiastuje z sobą zmiany. Potężne zmiany. I skłania do myślenia.
To kobiety tak naprawdę są tematem tego stulecia, powiedział niedawno wielbiony przeze mnie Igor Ostachowicz w 113. odcinku Xięgarni, zapytany przez prowadzących o to, dlaczego jego najnowsza powieść, Zielona Wyspa, została napisana z kobiecej perspektywy.
Trudno się nie zgodzić, tym bardziej, że w ręce wpada mi nagle Seks i inne choroby cywilizacyjne, stanowiący świeży powiew na rynku wydawniczym, ale wpasowujący się świetnie w słowa Ostachowicza.
Spotkałam się jeszcze z takimi opiniami, że książka może być jakimiś 50 twarzami Greya dla nastolatek lub czymś podobnym. Nie, moi mili, nie o to w tej książce w ogóle chodzi. Wręcz przeciwnie, dlatego z czystym sumieniem przyznaję
8/10,
a jeśli nie jesteście przekonani do lektury, którą można nabyć choćby na stronie wydawnictwa Videograf, to zajrzyjcie chociaż na bloga pisarki, do czego gorąco zachęcam, bo zawiera mnóstwo inspirujących oraz budujących treści. http://zadna-kolejna-milostka.pl/
Zainteresowałaś mnie nieźle ;) Najpierw tekst o feministkach, teraz to! Chętnie bym przeczytała, bo faktycznie, o kobietach dużo się mówi i chyba coraz więcej z nas zaczyna wierzyć w swoją siłę.
OdpowiedzUsuńTo polecam sobie zamówić, bo książka jest tania jak dwie kostki masła. 25 złotych z przesyłką albo coś koło tego, strasznie mały pieniądz, a rozkmina ogromniasta.
Usuń25pln nie duzo jak za ksiazke ale ze dwie kostki masla za to ?? moze osełka ;) jaka cena taki autor...
UsuńTrochę nie rozumiem, pewnie ze względu na brak konkretnej interpunkcji, ale cena książki nigdy nie zależy od autora - ani od jego popularności, ani od jego kunsztu, ani od jego widzi mi się.
Usuń