Stephen King - Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika

Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika Stephena Kinga traktuje o nawracających bólach uszu, kolejnych odmowach wydawców czasopism literackich, pierdzącej niani, staczaniu się przez chlanie i ćpanie oraz niezrównoważonym fanie batoników Mars. To niezwykła książka nie tylko dlatego, że dzięki niej można poznać bliżej życiorys jednego z najbardziej poczytnych na świecie powieściopisarzy. Jej wyjątkowość polega na tym, że można się z niej naprawdę dużo nauczyć, zarówno, jeśli chodzi o pisanie, jak i o samo życie. 
 
https://instagram.com/n_eifile/

Kinga chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, choć sama poznaję go bliżej od niedawna. Pamiętam, że będąc w szkole podstawowej, koleżanka ze szkolnej ławki wykradła siostrze z domowej biblioteczki Lśnienie, specjalnie po to, by mi pożyczyć. (Koleżanka ta raczej nie była fanką czytania, więc jestem ciekawa, jak w ogóle do takiej sytuacji doszło - niestety, mam słabą pamięć; być może chciała się odwdzięczyć za przepisane z moich zeszytów zadania). Mogłam być wówczas najwyżej w trzeciej klasie. Kiedy po całym dniu zajęć lekcyjnych oraz artystycznych wreszcie znalazłam się w łóżku, otworzyłam lekturę i zamknęłam ją po kilkunastu minutach, trzęsąc się jak galareta. Podejrzewałam u siebie opętanie. 


Książka miała w sobie tajemniczą, magnetyzującą moc. Nie mogłam jej odłożyć. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej, choć z każdą następną stroną napięcie wzrastało i bałam się coraz bardziej, mimo że rodzina głównych bohaterów dopiero przyjechała do hotelu, w którym miała rozegrać się właściwa akcja powieści. Czułam, że zaraz stanie się coś bardzo złego i nie mam pojęcia, jak do tego doszło, lecz ostatecznie udało mi się wyrwać z tej połowicznej hipnozy i skończyć z lekturą. Przez kolejne trzy, może cztery noce zasypiałam przy włączonej lampce. Koleżance oddałam książkę, mówiąc, że nie przeczytałam, bo za bardzo się bałam. Ona skwitowała to tylko wzruszeniem ramionami, a ja przez długie lata bałam się sięgnąć po cokolwiek napisanego przez Stephena Kinga

Moja awersja do pisarza wzmogła się z czasem. Pewnego razu mój ojciec oglądał późnym wieczorem Zieloną milę. To była już końcówka filmu. Bardzo smutna, niesprawiedliwa i budząca we mnie złość. Kiedy okazało się, że obraz został nakręcony na motywach powieści Stephena Kinga, pomyślałam, iż ten człowiek musi być kompletnym zwyrodnialcem. Jak można tak krzywdzić własnych bohaterów?! (George R. R. Martin nie był mi wówczas znany).

W liceum poznałam jednak Jagodę. To bardzo dużo zmieniło w moim życiu. Również, jeśli chodziło o literaturę. Dałam się jej nakłonić do lektury Blaze'a, napisanego przez Kinga pod pseudonimem Richard Bachman. Spotkałam się z kolejną wielką niesprawiedliwością wyrządzoną głównej postaci, ale przynajmniej przeczytałam książkę do końca i uświadomiłam sobie, że Stephen King faktycznie może być przerażający dla dziewięciolatki. Osiemnastolatkę może zaś zirytować i poruszyć. Później wiele słyszałam z ust Jagody o twórczości prozaika. Niektóre jego historie zdawały się być naprawdę ciekawe, lecz nie potrafiłam się zapalić do ich przeczytania. Trzeba było kolejnego punktu zwrotnego w moim życiu. Podczas jednej z naszych pieszych wędrówek od jednej biblioteki do drugiej, Bambol nakazał mi wypożyczenie oraz przeczytanie Wielkiego marszu. Przeczytałam bardzo szybko i uznałam za bardzo wartościowy utwór. Jednocześnie zaczęłam chłonąć serial Pod kopułą na motywach powieści pod tym samym tytułem. Każdy odcinek był naprawdę ekscytujący. Później łyknęłam Uciekiniera, bardzo chcę przeczytać Carrie, a na półce czeka już Przebudzenie, które otrzymałam od kochanej Jagódki na ostatnie urodziny. Jeżeli moglibyście mi coś polecić, jeśli chodzi o Kinga, to proszę, napiszcie mi w komentarzu, co powinnam przeczytać, jednak zaznaczcie od razu, jak wiele niesprawiedliwości czai się w powieści, dobrze? Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do krzywdy głównych bohaterów, z którymi tak łatwo się zżywam...


W przypadku książki Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika urzekł mnie już sam tytuł. Pisarz-rzemieślnik. To określenie pasuje też do mojego idola, Johna Irvinga. I chyba do mnie. Tak przynajmniej myślałam przed lekturą wskazówek Stephena Kinga. Prawdę mówiąc, to nie tylko wskazówki.

Pierwsza część książki to wspomnienia pisarza z dzieciństwa oraz młodości, kiedy był chorowitym dzieckiem i bystrym chłopakiem. King wskazuje tutaj na pozornie nieistotne wydarzenia z własnego życia, które przyczyniły się do tego, że został pisarzem. We wspaniały sposób przedstawia, jak inspiracja przychodzi do twórcy: pod pozorem zwykłych, banalnych sytuacji, przez niektórych mogących być postrzegane jako nijakie. Opowiada również o swojej rodzinie oraz ciężkiej pracy. Musiał przez długi czas harować jak wół w pralni, by zarobić na studia. Zbudziło to we mnie ogromny podziw i zapałałam do pisarza naprawdę ciepłymi uczuciami. Chyba nawet całkiem udało mi się go polubić, bo narrację w Jak pisać. Pamiętniku rzemieślnika cechuje sympatyczny humor oraz precyzyjność. King mówi jasno i krótko, co zrobić, by dobrze pisać. 

Do gustu bardzo przypadły mi opowieści o młodzieńczej determinacji, by opowiadania zwykłego chłopaka mogły ukazać się w co większych literackich czasopismach. Listy z odmowami od redakcji King wieszał na haku w swoim pokoju, a każdą wskazówkę stamtąd otrzymaną przyjmował z wielką satysfakcją. Po kilkunastu miesiącach nieprzerwanej pracy nad swoją prozą oraz korespondowaniem z czasopismami, udało mu się opublikować pierwsze opowiadanie. A później następne i jeszcze kolejne... Bardzo dużo w Kingu Martina Edena.

Nie zgadzam się ze wszystkimi zaleceniami Jak pisać. Mimo tego uważam, że każde z nich jest wartościowe i wynika tylko z różnic w podejściu do pisania. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wcale nie jestem pisarzem-rzemieślnikiem, bo za mało czasu spędziłam przy pracy nad Piromanami. Zdałam się na ideę bitników. Uznałam, że dzieło jest skończone, kiedy postawiłam kropkę przy ostatnim zdaniu, a do redakcji przystąpiłam dopiero, kiedy okazało się, że powieść zostanie wydana i wypadałoby już niedługo oddać ją do druku. Akurat to traktuję jako błąd. Już nigdy więcej. A dlaczego? To wyjaśni Wam Stpehen King, gdy przeczytacie tę konkretną jego książkę. Poza tym nie chcę chyba tylko bawić i skłaniać czytelnika do refleksji. Chcę go też zachwycić. To pewnie mi jeszcze nie wychodzi, ale co dalej i czy w ogóle coś, czas pokaże...

Wracając do meritum: pisarz omawia zagadnienia teoretyczne. Radzi, jak stworzyć choćby dobry opis, ale na tym jego wskazówki się nie kończą. Pokazuje dobre i złe przykłady, mając odwagę często samemu przyznać się do błędu. Mówi, że ta jego książka była dobra, a ta już niekoniecznie mu się tak bardzo podoba. Przedstawia fantastyczne pomysły na to, jak zainteresować czytelnika. Jest naprawdę bardzo dobrym nauczycielem. Prawie na każdej stronie podkreśliłam jakieś ważne i wspaniale sformułowane zdanie. Poniżej przedstawiam Wam garstkę.

[...] mieliśmy szansę zmienić świat, a wybraliśmy telezakupy [...].

Gdy buduje się schody do nieba, nie wypada stać na ziemi z młotkiem w ręku.

Nałogowiec za wszelką cenę próbuje uzasadnić swoje prawo do picia bądź zażywania narkotyków. Hemingway i Fitzgerald nie pili dlatego, że byli utalentowani, wyobcowani czy moralnie słabi. Pili, bo to właśnie robią alkoholicy. Możliwe, że twórcy są bardziej podatni na wpadnięcie w nałóg, ale co z tego? Kiedy rzygamy do rynsztoka, wszyscy wyglądamy tak samo.

http://www.tgdaily.com

Najbardziej spodobał mi się portret Stephena Kinga, który wyziera spośród wierszy Pamiętnika rzemieślnika. To człowiek mądry nie tylko w teorii, ale przede wszystkim doświadczony. Jest inteligentny, ale wie, że piękno jest prostolinijne. Najbardziej w świecie ceni szczęście swojej rodziny, a pisze z jedynego słusznego powodu. Ponieważ to kocha. 

Dlatego książce przyznaję
9/10
i polecam ją najserdeczniej fanom Stephena Kinga (choć ci pewnie ją już dawno przeczytali), jak i pasjonatom pisania. To naprawdę wartościowa rzecz, która przyniesie Wam ogromną pomoc.

Share this:

CONVERSATION

7 komentarze:

  1. Kilka książek Kinga przecztałem, ale nie uważam się za eksperta od jego twórczości. Bardzo podobał mi się "Colorado Kid", a później czytając o nim opinie dowiedziałem się, że to chałtura pisana na zamówienie, przez fanów uważana za najgorsze gówno.

    "Lśnienie" uważam za jeden z nielicznych przykładów filmu lepszego od książki. Tak się powinno robuić ekranizacje (choć wiem, że wiele osób się ze mną nie zgodzi).

    I nie wiem czy zgodziłbym się z opinią, że wszyscy wyglądają tak samo podczas rzygania. W moich oczach pewnie tak, ale czy w oczach ogółu? Puste butelki i puszki pozostawiane przez fanów na grobie Kerouaca zdają się temu przeczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tylko że chałtura też może być bardzo spoko, zaś opinia fanów wciąż pozostaje tylko opinią. Niemniej, bardzo prawdopodobne, że znajdą się w twórczości Kinga lepsze książki. Jest w każdym razie z czego wybierać. ;)

      Nienawidzę horrorów, ale czuję, że "Lśnienie" wypadałoby mi obejrzeć, bo mam wrażenie, że jestem zacofana. ;)

      Ogół jest zazwyczaj ślepy, liczy się indywidualne spojrzenie. I nawet nie to, na co się patrzy, tylko z jakiej perspektywy.

      Usuń
    2. Ja za horrorami też średnio przepadam. Ale fanom horrorów "Lśnienie" się raczej nie podoba (dość często spotykałem się z takimi opiniami), więc może to propozycja dobra dla sceptyków.

      Usuń
  2. Chyba przez jego doświadczenie chętnie sięgnęłabym po tę książkę. Nie, żeby ślepo z niej czerpać, ale żeby zestawić sobie jego machinę pisarską z innymi mi znanymi tekstami dotyczącymi pisania. Bo dopiero wtedy człowiek się uczy!

    Po Książkach Mam Kaca

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam okazję przeczytać tą książkę rok temu i muszę przyznać, iż bardzo chętnie i często do niej wracam. Zachwyca nie tylko specyficznym, nieco wypaczonym poczuciem humoru dotyczącym życia, ale też i samej twórczości pisarskiej. Błądząc meandrami inspiracji, samozaparcia i konfrontacji z licznymi trudności pokazuje, że można dokonać wszystkiego, jeśli tylko zdecydujemy się na ciężką pracę nad manuskryptem, ale też samym sobą, jako człowiekiem...

    Świetna recenzja! Jeśli nie przeczytałabym jeszcze tej książki, to po tym tekście na pewno bym po nią sięgnęła. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. I dziękuję za uznanie. Również serdecznie pozdrawiam.

      Usuń