Feuchtgebiete - Wilgotne miejsca

Kurczaki, ale mi się ten film podobał! Ale wiem, że spora część Was zakrzyknęłaby zgodnie: fuuuuu! Takich filmów nie powinno się robić!


Zimny uważa, że film jako film jest całkiem spoko, ale jako ekranizacja niestety nie spełniła jego oczekiwań. A ja Wam powiem, że Wilgotne miejsca w reżyserii Davida Wnenda przerosły moje oczekiwania. Zresztą, najpierw zachęcam do zapoznania się z recenzją książki Wilgotne miejsca autorstwa Charlotte Roche, a najlepiej do przeczytania powieści. Kto już to zrobił, może czytać ze spokojnym sumieniem.

Nastoletnia Helen czerpie niesamowitą przyjemność z obcowania ze swoim ciałem. Sprawdza, jakim warzywem najlepiej się masturbować i para się produkcją tamponów handmade. Daleka jest natomiast od dbania o higienę intymną. Stąd bierze się jej problem, kiedy depilując miejsca intymne rani swoje hemoroidy, po czym trafia do szpitala. Tam, leżąc w sterylnym środowisku, marzy o trzech rzeczach. O tym, by zasiać trochę chaosu i brudu wokół siebie. O przystojnym, przeuroczym pielęgniarzu Robinie. I po trzecie, najważniejsze, by jej skłóceni rodzice wreszcie wrócili do siebie.

Uważam, że dzieło jest bardzo dobrze skomponowane. Zaczyna się od pełnej czarnego humoru komedii, a kończy na rodzinnym dramacie z elementami romansu. Pełno retrospekcji oraz scen z wyobrażeniami głównej bohaterki. Kadry są pięknie skomponowane i intensywnie nasycone barwami. Oczywiste w filmie obrzydliwości wcale nie są takie straszne, choć na pewno film zszokuje większość odbiorców. W książce jednak są opisane bardziej bezpardonowo. A może to ja mam bogatszą wyobraźnię w kwestii świństw, kto wie? Akcja nie galopuje, więc można skupić się na relacjach między bohaterami i zastanowić, o co tak naprawdę chodzi w fabule, bo nie jest to wcale oczywiste.


Na wyjątkową uwagę zasługuje w tym filmie rewelacyjna warstwa muzyczna oraz gra aktorska Carli Juri jako Helen. Bez niej Wilgotne miejsca nie byłyby z pewnością tak wspaniałe.

A dlaczego uważam, że film jest lepszy od powieści?
Po pierwsze, Helen w filmie wydaje się mniej pusta niż w książce. Jest o wiele bardziej zainteresowana światem, miła i zdecydowana. Generalnie: mniej głupia.
Po drugie, rozbudowany został tu wątek rodzinny, więcej uwagi zostało poświęcone matce i ojcu głównej bohaterki. To mnie dziwi, bo Zimny mówił mi zupełnie co innego. To zadziwiające, jak bardzo różnią się nasze spojrzenia w kwestii tych dwóch dzieł. Jestem ciekawa, kto z Was oglądał i czytał Wilgotne miejsca. Koniecznie dajcie znać, jak Wam się w ogóle podobało i gdzie Waszym zdaniem wątkowi temu poświęcono więcej uwagi.
Po trzecie, obraz przypomina momentami moją ukochaną Amelię Jean-Pierre'a Jeuneta. Nic dodać, nic ująć.

Koniecznie obejrzyjcie ten film, ponieważ pokazuje, jak wielki wpływ ma na nas dom rodzinny. Do czego potrafimy się posunąć, by uzyskać namiastkę miłości. I że nie powinniśmy się wstydzić ani własnych uczuć, ani popędów, ani ciał. No bo po co, ja się pytam?

9/10

Share this:

CONVERSATION

3 komentarze:

  1. Właśnie po zwiastunie też miałam skojarzenia z "Amelią"! Film wciąż przede mną, raczej nie sięgnę po książkę, chyba trochę boję się tych obrzydliwości. Za to film intryguje, a że mnie chyba trudno zniesmaczyć, będę nastawiona pozytywnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy nie będzie to dla mnie zbyt obrzydliwy film. Jeszcze się zastanowię, czy obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Film widziałam, ale nie zachwyciłam się nim jak Ty. Był jak dla mnie przyzwoity, i byłam bardzo zdziwiona, że wydobyli z niego jakąś głębię. Nie wiedziałam, że to ekranizacja książki. Ale raczej po nią nie sięgnę :P

    OdpowiedzUsuń