Nie potrafimy ze sobą rozmawiać
W większości związków następuje taki etap, że para nagle nie ma o czym ze
sobą rozmawiać. On woli grać w najnowszą FIFA. Ona albo stoi nad nim i
wrzeszczy, albo zabiera swoją złość na spotkanie z przyjaciółkami, by popsuć im
wieczór poprzez użalanie się nad sobą oraz obrabianie dupy lubemu.
Czasem pracownik, zamiast powiedzieć szefowi, że fucha jest beznadziejna i pewnie nie wytrzyma w tym piekle do końca tygodnia,
woli na następny dzień po prostu nie przyjść do pracy, nie odbierać telefonów
od kierownika czy prezesa, a później żyć w stresie przez najbliższy miesiąc lub
trzy, czy przypadkiem były przełożony nie pokusi się o nawiedzenie go w domu i
przemienienie dużego pokoju w salę tortur. Nagle zaś, nie wiadomo kiedy to się
stało i nie wiadomo jak, dwie najlepsze przyjaciółki nie że nie potrafią się
dogadać, tylko po prostu: nie mają tematów do rozmowy.
I w ten sposób umierają relacje, przepadają pieniądze, rodzą się kłopoty,
samotność, złość, a zważywszy na efekt motyla, pewnie i giną całe miasta zalane
przez tsunami czy spalone poprzez erupcję wulkanu.
Wszystko przez to, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
Komunikacja to wynalazek, którego ludzkość nie wymyśliła. Zajęły się tym
inne gatunki, bardziej pierwotne i podejrzewam, że o wiele bystrzejsze. Na
przykład pszczoła. Im wolniej rusza przed swoimi kompanami odwłokiem, tym dalej
jest jedzenie, które znalazła. Jak pies zamerda ogonkiem, znaczy, że
szczęśliwy, a jak osika drzewo, to znaczy, że to jego teren i tyle. A gdy
krokodyl podejdzie do krokodylicy i do niej warknie, są duże szanse na złożenie
jaj.
Człowiek zaś, kiedy doszedł do wniosku, że komunikacja może służyć nie
tylko przeżyciu, ale choćby na przykład sztuce czy korzyściom materialnym,
zaczął ją doskonalić, na przykład pisząc dzieło pt. Die eristische
Dialektik albo Verbotene Rhetorik.1 Tylko nawet, jeśli
będziemy całkiem nieźle operować językiem i znać fajne mądre słówka,
to nic nam po nich. Ponieważ mamy uczucia oraz emocje i jeśli nie potrafimy ich
zrozumieć, a co dopiero pojąć emocje targające drugą osobą, to leżymy i
kwiczymy. A tak naprawdę wystarczy chcieć się porozumieć i przestać się bać.2
Kiedy nadchodzi w związku ten czas, że nie
potrafimy ze sobą rozmawiać, wściekanie się, tupanie nóżką czy rzucanie w
partnera cukiernicą nic nie da. W ogóle odradzam powyżej wypisane praktyki w
każdej sytuacji, chyba że akurat gramy na deskach w teatrze. Tym, co pomoże zamiast tego, jest analiza.
Trzeba zastanowić się nad dwoma sprawami. Po pierwsze: czy przypadkiem nie jest
tak, że my nigdy za dużo nie rozmawialiśmy, tylko w nawale zajęć, braku czasu
oraz głównie uprawiania seksu podczas randek nie zwracaliśmy na ten fakt uwagi?
Jeśli tak, to polecam zastanowienie się nad przyszłością tej relacji. Po
drugie: zacznijmy szukania winy przede wszystkim u siebie, nie u partnera.
Czasem po prostu zdarza się tak, że ludziom nie chce się gadać, więc nie
stalkujmy lubej czy lubego, bo może mieć gorszy dzień, dwa, a nawet tydzień, to
się zdarza. Nie popadajmy w histerię. My, kobitki, bardzo lubimy układać
dramaty i wymyślać historyjki, żeby urozmaicić nasze życie uczuciowe, jeżeli
jest takie sobie, nawet wtedy, kiedy snujemy te scenariusze we własnych
głowach. To nie hejt na kobiety, po prostu tak jest. W większości przypadków,
nie mówię o naprawdę fajnych laskach i lesbijkach, tylko o statystyce.
A może przypomnijmy sobie, czy partner nie ma przypadkiem dosyć naszego
zachowania? Może staliśmy się zbyt nachalni, może za bardzo jesteśmy
egoistyczni i za dużo wymagamy? Albo przez przypadek uraziliśmy nasze słodkie
kochanie? Wtedy nie rzucajmy się z mostu. Zdarza się każdemu, więc może po
prostu umówmy się na dobrą kolację przy świecach i wyjaśnijmy sobie kilka
spraw?
Faceci tego nie znoszą, to prawda, ale to nie musi być długa konwersacja o
uczuciach, pełna wzruszeń. Suche fakty i pozamiatane. A dobre jedzenie wszystko
ułatwia.
Tak naprawdę cały ten wywód jest oczywisty, ale sprowadza się do jednej
podstawowej rzeczy: zachowanie spokoju. Nie panikujmy. Strach przed niewidomym
jest chorobą tych czasów. Kiedyś mieliśmy wojnę, więc baliśmy się Hitlera.
Potem mieliśmy PRL, więc baliśmy się, że jutro nie będziemy mieć co jeść. Teraz
jest w miarę okej, więc wymyślamy sobie problemy, a życie wcale nie musi być
skomplikowane, by okazało się ciekawe i pełne doznań. Im prościej, tym
zdrowiej.
Boimy się też tego, co inni o nas pomyślą. Dlatego nie powiemy szefowi, że
chcemy zrezygnować z tej durnej pracy i zaharowywania się w imię tysiąca dwustu
złotych, bo pewnie uzna, że jesteśmy mięczakami, albo że jesteśmy nierzetelni,
albo cokolwiek innego. Będziemy milczeć i męczyć się, albo odejdziemy nagle,
pęknąwszy w pewnym momencie ze stresu. Nic nie powiemy szefowi, bo wtedy on
może odpowiedzieć, że faktycznie, jesteśmy nieodpowiedzialni, może leniwi, może
niedojrzali. Bo szef pewnie dobrze nas zna i ma rację, a my wolelibyśmy, żeby
było inaczej. Prawda wypowiedziana głośno jest wysublimowanym narzędziem
tortur.
Z drugiej strony, jeśli szef nawet i powie nam niemiłe słowa prosto w
twarz, to one wcale nie muszą być prawdziwe. Grunt, żebyśmy znali prawdę o
samych sobie i ją akceptowali. Wtedy oszczerstwa nas nie zabolą, a może i
zmotywują. No to wtedy: dawaj pan wypłatę, chuj panu w dupę i nara temu obozowi
pracy.
Kolejna banalna, ale złota rada, której treść pewnie znacie. Warto sobie jednak
odświeżać ją co jakiś czas. Ilu ludzi, tyle opinii. Nie wszystkie są trafne,
nie wszystkie cenne, porażająca większość nic nie wnosi do życia. Po co mamy
się tym przejmować? Przejmujmy się sobą i troską o najbliższych. Jeśli nam się
żyje dobrze, to również ludziom, których kochamy i którzy nas kochają.
Czymś, z czym najtrudniej sobie poradzić, to upływ czasu.
W najnowszym filmie Christophera Nolana (notkę o Interstellar też pewnie
napiszę) pada stwierdzenie, że Miłość jest jedynym zjawiskiem, które wykracza
poza czas i przestrzeń. Bohaterowie w tym obrazie niezmiennie kochali swoich
bliskich, mimo że dzieliły ich miliony lat świetnych. Czy to przypadkiem nie bajka? Spójrzcie, ile związków rozpada się z powodu
odległości dzielącej kochające się osoby. Jeśli rzadko się z kimś widzimy, może
on po pewnym czasie stać się kimś obojętnym, bo nie uczestniczy w naszym życiu.
Nie pomaga nam w kryzysowych chwilach, nie dzieli z nami takich maleńkich
radości, jak chociażby trzeci pełny dzień na diecie czy kolejna stówka lajków
na facebookowym fan page’u bloga. Nie jestem czarnowidzem, ale raczej nastawiam
się do takich relacji sceptycznie. Po pewnym czasie rozłąki i życiu w dwóch
różnych środowiskach, kiedy następuje sposobność, by móc znowu być razem, okazuje się,
że to nie to samo. Zmieniliśmy się. Czy jeszcze do siebie pasujemy? Czy wciąż
potrafimy śmiać się wspólnie tak po prostu, bez żadnego powodu?
Jest trudno.
Co to znaczy?
To znaczy, że warto się starać. Jak coś jest łatwe, to nie warto tego
osiągać, bo co to byłaby za satysfakcja?
To znaczy, że trzeba walczyć, bo im więcej trudności pokonujemy, tym silniejsi jesteśmy.
A jeśli się nie da?
Jeśli spotkania nie dają przyjemności, jeśli naprawdę nie ma tematów do
rozmowy, jeśli wszystko jest takie naciągane i sztuczne, a jedyne, co trzyma
dwie osoby, to sentyment?
Wtedy, cóż, czas na zmianę. Z niektórych rzeczy trzeba zrezygnować, choćby
nie wiem, jak bolało. Nie każda droga, którą wybieramy, dokądś prowadzi. Czasem
to po prostu ślepe uliczki, i jak nie da się rozwalić muru na jej końcu, to
trzeba zawrócić i tym razem może skorzystać z GPS-u.
Bądźmy jednak mimo wszystko spokojni. I wymagający. Dla siebie. Dopiero wtedy
możemy wymagać od innych.
Jest jeszcze jedna sytuacja, w której ani wysoki poziom retoryki, ani
wspaniale rozwinięta empatia nie pomogą.
Zdarzają się ludzie, którzy są przeświadczeni o własnej racji. Poznasz ich
po tym, że często mówią: ja mam zawsze rację, zobaczysz, że będzie, jak
mówię” i/lub a nie mówiłem/am. Nawet, jeśli nie wykorzystują żadnego z tych
zwrotów, i tak są najlepsi, najmądrzejsi, wiedzą o świecie wszystko, a Ciebie
znają jeszcze lepiej niż Bóg czy ty sam. Każda próba wytłumaczenia im swojego punktu widzenia, przedstawienia sytuacji ze swojej
perspektywy, spełza na niczym. Przecież oni i tak wiedzą lepiej.
Póki więc nie zakłujesz ich dowodami w twarz albo nie znajdziesz grona
popierającego Twoje słowa, po prostu trzymaj się od nich jak najdalej. To nie to, że nie potraficie ze sobą rozmawiać. To
znaczy, że takie osoby słuchają tylko siebie i tak naprawdę wcale im na Tobie
nie zależy.
A zatem podstawą komunikacji nie są tylko i wyłącznie słowa, choć wiadomo –
im bardziej dbamy o język, tym bardziej jesteśmy szanowani (lub traktowani jak
snoby przez osoby o niskiej kulturze języka czy ubogim słownictwie). Liczy się
język ciała, nasze emocje i uczucia. W porozumiewaniu się nie bądźmy tylko
ostrożni. Przede wszystkim: bądźmy szczerzy. I w rozmowie z innymi, i z samymi
sobą.
To ostatnie jest definitywnie najtrudniejsze.
___________________________________________
2 To nie takie łatwe, niestety. Ze strachem bardzo trudno sobie poradzić. Boimy się czasem nawet niepozmywanych naczyń ukrytywch w szafce pod zlewozmywakiem, otworzenia drzwi listonoszowi czy wstania z łóżka. I nie ma się z czego śmiać. To raczej poważna dolegliwość na tle psychologicznym, która przekłada się na wszystkie inne dziedziny życia i paraliżuje każde działanie.
Cytat z pierwszego obrazka jest tak dobry, że pożyczam go na Pinterest.
OdpowiedzUsuńFajnie.
Usuń