Czy jestem feministką?

Kiedyś typowa feministka jawiła się w mojej wyobraźni niczym cyklopica z włosami na nogach, który, z racji możliwości posługiwania się tylko jednym okiem, nie potrafi dostrzec niczego poza własnym nosem. Ewentualnie transseksualista, zmierzający nie wiadomo w stronę jakiej płci, z długimi rozczochranymi włosami oraz mocno zarysowaną, kwadratową szczęką. Albo bizneswoman w krótko ostrzyżonej fryzurze, która okłada teczką każdego, kto spróbuje otworzyć jej drzwi lub odsunąć krzesło, by mogła usiąść. Na szczęście - takie dziecięce, ignoranckie fantazje to już zdecydowanie przeszłość. Porozmawiajmy o feminizmie w Dzień Kobiet!

J. Howard Miller, We can do it!
Dlaczego w ogóle miałam w mózgu zakodowane powyższe postrzeganie na feminizm? 
Wydaje mi się, że to wina niedoedukowanego społeczeństwa, jak zwykle zresztą. Do mnie, małej dziewczynki, w latach dziewięćdziesiątych, docierały do mnie z telewizji jakieś dalekie, niezrozumiałe odgłosy walki o równość praw kobiet. Nie pamiętam konkretnego przesłania, tylko ogólne wrażenie. Słowa na temat feminizmu były agresywne, nasycone nienawiścią do mężczyzn, z reguły padające z ust brzydkiej pani. I ta pani nie przypadła mi do gustu. 
W szkole nie nauczono mnie feminizmu. W szkole nie uczą wielu rzeczy, nie tyle ważnych, co wręcz fundamentalnych. Nikt, podczas trwania mojej dwunastoletniej edukacji w państwowych placówkach oświaty, nie nauczył mnie, że indywidualizm jest dobry, a płynięcie pod prąd - trudne, ale przynoszące więcej pożytku niż robienie tego, co wszyscy. Wszyscy za to przekonywali, że hierarchia jest niezwykle istotna i niezbywalna, że jeśli ktoś jest na wyższym stanowisku, jego zdanie jest zawsze bezwzględnie słuszne i nieważne, czy sprawiedliwe - ważne, że trzeba się podporządkować. I koniec dyskusji. Z wyjątkiem krótkiej wzmianki o paradzie sufrażystek w 1912 gdzieś na marginesie podręcznika do historii, o feminizmie nie było ni hu-hu. 
Kiedy zaś pod koniec gimnazjum lub na początku liceum usłyszałam od jakiegoś kolegi, że moja dalsza znajoma jest feministką, skrzywiłam się z niesmakiem. (Trudno mi się do tego przyznać, ale tak było, może nawet zaserwowałam jakiś niewybredny komentarz). I tak jej wcześniej nie lubiłam. A dodatkowo uważałam, że skoro jest się feministką, to pewnie nie przepada się za mężczyznami. A mężczyźni są przecież świetni! (Akurat ten pogląd na szczęście się u mnie nie zmienił). Mężczyźni są silni fizycznie, zostali obdarzeni umiejętnościami logicznymi i mogą poszczycić się tym, że raczej nie miewają często zmiennych humorów spowodowanych huraganami hormonów, przetaczających się przez ich organizm raz w miesiącu. Jak można ich nie cierpieć? 


I wyobraźcie sobie, że w liceum nie lubiłam kobiet. Nie dlatego, że nie lubiłam siebie. Och, w czasach liceum byłam świetną dziewczyną. (To nie jest egoizm i samouwielbienie, tylko stwierdzenie faktu. W podstawówce byłam raczej przemądrzałym bachorem, w gimnazjum to samo, tylko pryszczatym i z krzaczastymi brwiami, liceum... Liceum to było to!). Ale w klasie miałam trzynście innych osobniczek mojej płci i jednego samca. Te trzy lata stanowiły serię dosyć mrocznych wydarzeń i niefortunnych zbiegów okoliczności. Stopie zdarzało się wpadać w histerię na języku angielskim. Ilona cały czas gadała. Cały czas! Najwyższa w klasie dziewczyna lubiła sporadycznie rzucić się na nauczyciela z kąśliwą uwagą, a później zgrywać ofiarę. Wierzba i Ataga popadały regularnie w konflikty na temat ekologii, a zwłaszcza prawdziwych futer, zaś Aga karciła wszystkich wzrokiem, podczas gdy jej ręka bezwiednie dotykała zawieszonego na szyi srebrnego krzyżyka. My z Pauliną, zwaną Mistrzem, obśmiewałyśmy nasze koleżanki, a przed lekcjami wf-u, kiedy się rozbierałyśmy, mówiłyśmy, jak bardzo nienawidzimy naszych cycków, które przeszkadzają czasami w przyjęciu piłki podczas gry w siatkówkę. Jagódka za to siedziała cicho, nie odzywając się prawie do nikogo, z dala nie tylko od kłótni, ale i chyba całego rzeczywistego świata, obserwując reakcje Michała, który dawno się w tym wszystkim już pogubił, i kto wie, co się wówczas działo w jej głowie. 

Dziewczyny są kłótliwe, opryskliwe i przeważnie skupione tylko na ciuchach albo imprezkach. Ewentualnie chłopakach. Względnie pozbawione charakteru, bezbarwne, nudne. Takie miałam wrażenie. Teraz mój punkt widzenia zmienił się radykalnie. Nie znałam zbyt dobrze tych dziewczyn, mimo że spędzałyśmy ze sobą praktycznie dziesięć godzin dziennie. Tak naprawdę uwielbiałam ich charaktery, ale nie to, że są kobietami. Kiedy wracam jednak do tamtego czasu we wspomnieniach, fascynują mnie te migawki z naszego wspólnego życia. Oraz to, co obecnie dzieje się z tymi pięknymi, młodymi kobietami. Jak z nieogarniętej artystki Ataga stała się kochającą matką. Jak Wierzba, która na pierwszy rzut oka jest ładną, lecz typową blondynką, kończy prawo i realizuje swoje marzenia. Jak Dziupla walczy o swoje wykształcenie mimo wielu ogromnych przeszkód na jej drodze. 

Dziewczyny może nie są więc za fajne. Część z nich nigdy nie dorośnie i nie stanie się prawdziwą kobietą. Pełnokrwistą, pragnącą czegoś więcej niż znalezienia dobrego męża i kupowania sobie pięciu sukienek tygodniowo, o otwartym umyśle, mającą solidnie uargumentowane poglądy na świat oraz dużą o nim wiedzę. Ale świadomość, że spora garść jednak w takie postaci się zmieni, sprawia, że już nieco lepiej patrzę na nastolatki, zwłaszcza te, które mogę spotkać w trakcie przeglądania rozmaitych blogów. Dziewczyny coraz więcej czytają. I to napawa mnie optymistyczną wizją przyszłości.

źródło: kadr z serialu Gilmore Girls

Ale jak to się stało, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy jestem feministką
Moje błędne przekonanie na temat feminizmu naprawdę długo się nie zmieniało. Mimo podjęcia nauki na tak wzniosłym kierunku, jakim wydaje się być filologia polska, na którym liczba mężczyzn jest doprawdy znikoma. Tutaj dopiero zaczęłam dostawać szału przez dziewczyny. Kiedy słyszałam, że studiują filpol tylko dlatego, że nie dostały się na prawo, trafiał mnie szlag. Kiedy któraś udzieliła nie do końca przemyślanej odpowiedzi na pytanie zadane przez prowadzącego ćwiczenia, miałam ochotę rzucić podręcznikiem prosto w jej utapetowaną twarz (tapeta to pół biedy, gorzej, gdy była pryszczata, tłusta od łoju i przysypana łupieżem, sypiącym się z brwi prosto na nos). Wielbiłam za to wypowiedzi moich kolegów. Zawsze elokwentne. Zawsze adekwatne do tematu. Prawie zawsze błyskotliwe lub z ciętą ripostą. 

Pewnego razu przydarzyła mi się Magda.
Nie pamiętam jak, nie pamiętam kiedy, ale kompletnie mnie... wystraszyła. Nieustannie czesała sięgające do pasa lśniące włosy, smarowała usta jasnoróżowym błyszczykiem i wydymała je przekonywująco oraz bez skrępowania mówiła o swoim życiu seksualnym, dochodząc do rezolutnych wniosków podanych w dosyć absurdalnej, zabawnej formie. A na zajęcia była zawsze przygotowana. Poproszona o wypowiedź przez profesora podczas zajęć z romantyzmu, ze spokojem spełniała oczekiwania jego i grupy. I pięknie pachniała. (Zresztą czas przeszły jest troszkę nie na miejscu, bo Magda ma się dobrze, żyje zapewne ekscytująco i kwitnie). 
Pewnego razu usłyszałam od jednej z dziewczyn, że Magda nie prowadzi się zbyt dobrze. I, jako kobieta, powinna bardziej uważać na to, co mówi lub jak się zachowuje.
Kurwa mać, pomyślałam sobie, po czym zaczęłam spędzać więcej czasu z Magdą. 
Jakim prawem jedna kobieta mówi drugiej kobiecie, jak ma żyć, i to w dodatku za plecami? Jakim prawem wpycha ją, a przez to i siebie, w jakieś prehistoryczne ramy, powielając chamskie stereotypy?
She needed a hero. Never wait on anyone to make you happy....you have everything you need staring back at you in the mirror ~

Najzabawniejsze jest chyba to, że moje oburzenie zakrawa na totalną hipokryzję. Wczoraj, podczas rozmowy z Bohem, tłumaczyłam moje irracjonalne zachowania tym, że jestem kobietą. Zupełnie tak, jakby bycie kobietą pozwalało mi zachowywać się infantylnie lub wyłączać myślenie. A to nie tylko obłuda, ale czysta głupota, która w podobny sposób działa upokarzająco i niekorzystnie rzutuje na współczesny obraz kobiety, utrwalając jej zakłamany stereotyp. 
Z jednej strony podoba mi się, iż wreszcie (z pomocą) dochodzę do takich wniosków. Z drugiej żałuję, że tak późno. 

Wiadomo, zdarzają się kobiety głupie, bo i mężczyźni tacy są. Wszędzie są ludzie lekkomyślni. Dlaczego niektórzy nie przepadają za gejami? Bo jeden z nich, bez żadnego kontekstu, podczas parady równości, przed setkami kamer, rzucił się na policjanta albo wyciągnął z majtek swojego penisa i zaczął nim machać. A także dlatego, że nie mają większej styczności z osobami o odrębnych preferencjach seksualnych, a mieszkając choćby na jakichś peryferiach, trudno dotrzeć do rzetelnego obrazu takiej sprawy. To samo, jeśli chodzi o feminizm. 

W zeszłym roku, ni z gruszki, ni z pietruszki, Bambol powiedział, że jestem totalną feminą. Zaczęłam gwałtownie zaprzeczać, wydawało mi się to uwłaczające. A teraz? Chyba zaczęłam dojrzewać do prawdy o samej sobie, a wiedza o feminizmie dotarła nawet i do mnie. (Choć przyznam, że nie czytałam nigdy książek o feminizmie - myślę, że z okazji Dnia Kobiet wyborię się dziś do księgarni i kupię coś sympatycznego na ten temat). 

Zaczęłam myśleć.
Przecież jedną z moich ulubionych postaci w "Harrym Potterze" była Hermiona Granger. Mądra, uczynna i skłonna do pomocy przyjaciołom, rezolutna i odważna. Moje ukochane bajki Disneya opowiadały zaś o nie o szukających królewicza dziewczynach. Śpiąca Królewna Aurora czy gotująca obiadki krasnoludkom Śnieżka jakoś nie zaskarbiły mojego serca. To Mulan, która wyrusza na wojnę i walczy o niepodległość swojego kraju, by ratować życie ojca i honor rodziny, była moją inspiracją. To Pocahontas, pragnąca pokoju między światem białych i czerwonych, gotowa oddać w imię idei oraz miłości swoje życie, motywowała mnie do działania w imię wyższych celów niż wygranie z mamą sporu o pójście na imprezkę. 


Przecież dobrze czuję się, będąc kobietą. Okej, pewnego razu, znienacka, dokładnie tak, jak pisze Lena Dunham w Nie takiej dziewczynie, obudziłam się w nowym ciele. Zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz piersi mam też całkiem wydatne biodra otulone kołdrą tłuszczu oraz masywne uda. Znienawidziłam wszystkie niedoskonałości, które wyhodowałam sobie przez lata, ale to nie oznacza, że nie lubię zakładać kobiecych sukienek z dekoltami i obcisłych spódnic (o ile zasłaniają to, co powinno być zasłonione). Wręcz przeciwnie! Lubię wyglądać jak lala. Dla większości z Was może być to dziwne lub nie do przyjęcia, ale lale są spoko. Może nie te z tynkiem odpadającym z twarzy, brzeżkiem bluzki utytłanym we fluidzie, spalonymi od prostownicy włosami czy tipsami w oczojebnym odcieniu różu. Ale te w żakiecie, ze starannie namalowanymi na powiekach kreskami, ustami podkreślonymi czerwoną szminką i w spódnicy z baskinką - taką lalą chciałabym być. I się staram. Chyba, że mam kaca albo anginę. 
Przecież bycie kobietą uważam za błogosławieństwo. Możemy się znacznie różnić od mężczyzn, co faktycznie oznacza, że w pewnych względach jesteśmy gorsze. To znaczy też jednak, że pod innymi względami jesteśmy lepsze. Potrafimy znieść więcej psychicznego bólu, a nawet i fizycznego (tak uważam), co nie wyklucza tego, iż jednocześnie pozostajemy delikatne. Do tego wszystkiego fajnie jest chyba urodzić dziecko oraz przybić sobie piątkę z lustrzanym odbiciem za dzielnie zniesienie wyjątkowo ohydnego okresu. A tak samo zaś, jak mężczyźni, potrafimy odnosić spektakularne sukcesy. 
źródło: Ubieram się na czarno, bo jestem z Nocnej Straży

Jeśli ktoś stwierdzi, że feminizm jest niepotrzebny, bo już mamy to całe równouprawnienie, to chyba zapomniał o tym, co dzieje się w krajach arabskich, gdy zamężna kobieta zostanie zgwałcona. Albo nie jest świadomy, co Japończycy robią w komunikacji miejskiej z tyłkami obcych kobiet. Nie wie nic na temat przemysłu porno. 
A w Polsce? 
Przykład z dzisiejszego poranka. Wzmianka mojego kolegi na temat "zasady 200 kilometrów". Kiedy mężczyzna ma dziewczynę, ale wyjeżdża i znajduje się od niej dalej niż 200 kilometrów, może pójść do łóżka z inną. Ale w drugą stronę to już nie działa. Bo nie. 

Ciekawe, co by na ten temat powiedziała Emma Watson. Ona, razem z Leną Dunham są przedstawicielkami nowego pokolenia feministek, w które chyba wierzę. Co prawda Emma i Lena różnią się od siebie jak woda i ogień, ale dobrze prawią. Myślę, że to świetne wzory dla młodych dziewczyn, bo pokazują, jak walczyć o siebie w czasach wciąż dominowanych przez mężczyzn, choć już nie tak, jak kiedyś.

Emma Watson is a true role model for young girls today. We love her fashion style and she  just glows with confidence.The star of Girls, whose memoir, "Not That Kind of Girl," is out this month, on squeezing in nap time and embracing her inner cheerleader.

A zatem: czy jestem feministką? I czy Ty nią jesteś? Odpowiedzmy sobie na to pytanie same przed sobą. I zastanówmy się, co to znaczy tak naprawdę być kobietą. Oto zadanie na najbliższe dni. 

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!
Bądźcie mądre i piękne, subtelne i pełne odwagi!

Share this:

CONVERSATION

7 komentarze:

  1. Ogromnie mi się Twój wpis spodobał ;) wiesz, ja też zawsze zaciekle walczę i mówię: nie ,wcale nie jestem feministką, co Ty mówisz! Ale prawdą jest, że każda odważna kobieta, która ma swoje zdanie i próbuje być niezależna, jest po trosze taką feministką. Tu nie chodzi o to, żeby bić facetów po łbach, bo przepuszczają nas w drzwiach, a to odwrotnośc równouprawnienia (brak takiego zachowania u mężczyzn uważam za bardzo uboczny skutek feminizmu). Chodzi o to, żeby czuć się wartościową. Móc wszystko. Więc, ostatecznie, chcę być feministką:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się ogromnie spodobał Twój komentarz.
      Dokładnie tak, jak mówisz: nie chodzi o to, żeby wyrzucać mężczyznom takie drobne, miłe gesty, jak przepuszczanie w drzwiach czy ustąpienie miejsca w tramwaju, tylko by podziękować za troskę, a dalej żyć we wzajemnym szacunku.
      "Móc wszystko" - piękne. : )

      Usuń
  2. Bo jak w każdym środowisku pojawiają się zawsze czarne owce, które rzutują swym zachowaniem na cały ruch. Szkoda tylko, że o tych "dobrych" feministkach wspomina się tak mało... Jeśli chcesz przeczytać dobrą książkę poruszającą ten temat polecam Ci eseje Virginii Woolf "Własny Pokój. Trzy Gwinee". Woolf pokazuje tu cały proces jaki w niej zachodził i jak tak naprawdę stała się feministką. Świetne teksty, naprawdę polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dawno chciałam spędzić trochę czasu z Virginią. Dzięki za polecenie! I faktycznie, ubolewam nad brakiem popularności "dobrych" feministek w mediach. Może czas coś z tym zrobić? : )

      Usuń
  3. o matko! o mnie mowia ze jestem feministka O_O a najzwyczjaniej mam inne poglady i czasem rzuce tekst nienawisci do facetow xd a to przeciez nie okresla mnie mianem feministki - tez sie czasem zastanawialam czy cos mnie w to pcha czy raczej to wymysl ludzi, to samo gadanie nie mzoesz sie tak zachowywac, jak? bo mam zdanie, bo sobei w kasze nie pozwalam dmuchac? no tak dziewycznie tak nie wypada....to takie stereotypowe. A co do postaci Dosineya mam tak samo Mulan to moja ulubiona ich bajka po porstu ogladalam to nagminnie i do dizs jak zoabczez e jest w tv to siadam i ogladam z wypiekami :D coz tego ze znam praktycznie na pamiec ;p Posachontas tez byla moja ulubiona :D Taa i teraz pytanie brzmi czy jstem feministka? chyba sama powinnam do tego dojsc, a nie kto inny mi wmawiac. a Co do dojrzenia do tego no wlasnie- sama sie musze nazwaci to przeanalizowac, a poki co uwazam ze to nic zlego czy sie est czy nie.(co nie kazdemu taki poglad pasuje) taa bycie kobieta ma swoje plusy i minusy ale nie powiedzialaby ze jestesmy gorsi wrecz rowni sobie. a jak napisalas gdzies tam sa mocniejsze i slabsze strony to ma akurat kazda z plci - juz widze faceta z podapska lub tamponem w tylku xd a ta cala zasada e zdrada - bo to jest zdrada go moze ciagnac a kobiete nie? hipokryzja jak te wszystkie lata. z tego co wiem to w Arabi kobieta ma przechlapane, a w Japoni jak zgwalca to policja do dzisaj (niestety ) uwaza, ze jesli zostalas zgwalcona to tylk odlatego ze sama tego chcialas -.....nie da sie tego inaczej skomentowac . Super wpis! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyczerupujący komentarz!
      Kiedyś często zdarzało mi się cisnąć chłopakom za to, że są chłopakami. Teraz staram się konkretnie sformułować zarzut. Albo zachowali się głupio, albo nieodpowiedzialnie, albo strasznie dziecinnie. W końcu każdy ma wady, bez względu na płeć.
      Piąteczka za Mulan i Pocahontas : )

      Usuń
    2. musze przyznac ze keidys owszem zem zjechala chlopaka za bycie no chlopakiem :D teraz to wlasnie staram sie jakos zaargumentowac xd chociaz czasami dla nich slowo:zahcowuejsz sie nie dojrzale jak male dziecko nie jest argumentem malo tego ejszcze sie ciesza jak dzieci :D PIATECZKA! :)

      Usuń