Początek

     Tak sobie myślę, że to wcale nie musi być początek. To może być sromotny koniec, bo łatwo się zniechęcam, a negatywne opinie o moim pisaniu zawsze doprowadzały mnie w pewien sposób do łez (albo płakałam, bo opiniujący miał rację, albo wręcz przeciwnie, łzy stawały mi w oczach jako jawny protest przeciwko niesprawiedliwości). Ale o co tak właściwie chodzi?
     O początek drogi wydawniczej.

     Jeśli się uda, to fajnie będzie w końcu napisać w notce, że zadzwonili do mnie i jadę na jakąś rozmowę albo podpisać umowę o sprzedaży praw autorskich. Bo tak, wysłałam teksty swoich ośmiu opowiadań do dziewięciu różnych wydawnictw. Wciąż o tym myślę i w podskokach biegnę do telefonu, gdy ten zadzwoni, co oczywiście jest przejawem kretyństwa, gdyż wysłane na początku września koperty (oraz teksty w wersji elektronicznej) mogą być od razu wyrzucone do śmieci. A jeśli nie, to czas rozpatrywania wynosi 3 lub 6 miesięcy. A ja wczoraj przed egzaminem, w kabinie toalety, ledwo wyratowana z pułapki, jaką zastawiły na mnie nierównomiernie bijące serce, drżące kończyny i papierowy kubek z kawą, odebrałam połączenie z numeru zastrzeżonego z nadzieją, że na Salę Śniadeckich wejdę już nie jako zwykła studentka, a przyszła autorka. Spoko, nic z tych rzeczy, jedynie facet z zakładu badań opinii rynku czy czegoś w tym stylu. 

     Będąc w poniedziałek u Darii, przeżyłam szok, gdy dowiedziałam się, że nawet jej tata przeczytał coś mojego! I jej mama...
     - Jezu, Ross, w jednym z opowiadań jest, jak palicie z Michem kanapkę...
     Ale kochani Państwo R. pochwalili mnie za to, że mam lekkie pióro i bardzo im się podobało. Pani R., opowiadanie pod tytułem "Mama", bo lubi smutne, a Pan R. obiecał, że będzie moim stałym czytelnikiem i wraz z rodziną będą kupować wszystkie moje książki. Uśmiałam się nieźle, bo moja próżność została połechtana, ego urosło niesamowicie, trochę się w dodatku uspokoiłam przed egzaminem, ale prawda jest taka, że droga przede mną daleka. 

     Na ziemię sprowadziły mnie dwie rzeczy. Niemowlę w gabinecie Doktora i słowa mojej matki, brzmiące: "Ty masz mieć dobre stopnie, a nie jakieś tam pierdoły wypisywać". Oczywiście żadne opowiadanie, jakie przeczytała, w ogóle jej się nie spodobało. Jak to jest możliwe, żeby państwu N., którzy niemal w ogóle nie czytają, na świat przyszła córka, która chce zostać pisarką? To jest straszne, że od rodziców Ross otrzymałam więcej wsparcia niż od swoich własnych! Oby chociaż moi na bilet mi wyłożyli, gdy przyjdzie jechać mi do Krk i Wawy, bo komuś na drugim końcu Polski odbije i jednak stwierdzą, że ta laska to może i bzdury pisze, ale fajnie się czyta, po czym zadzwonią, żebym przyjechała podpisać kontrakt. Ech, marzenia. Przynajmniej tym razem bez żalu będę się urywać z HLP.

     Niesamowicie miło było wczoraj zobaczyć znane mordki na uczelni. Bistro już otwarte, Joy wpadła mnie wspierać, tak samo jak Ross, która próbowała w pobliskim McD. połączyć się skaypayowo z Michem (jest we Francyji na Erasmusie). Michaszek miał trzymać kciuki za mnie, Ross za Zimnego, ale do końca nie wiem, czy tak było, bo ja zdałam, a Zimnemu ciut zabrakło. Ale na Śniadeckich poczułam się prawie jak w domu, gdy dostałam do rąk test. I zaczęłam lecieć od góry: Krasicki, Kochanowski, potem Frycz, Sęp... A ostatecznie piękne "63" na mojej poczcie, z ulgą dla nóg (skórzane czółenka w czasie upału to nie jest dobry pomysł, ale bieganie boso po kocich łbach na Starym Rynku w Pń też nie do końca, więc w sumie dobrze, że nadchodzi jesień...), głowy i... No, serca nie do końca.

     Chciałabym, żeby było już Boże Narodzenie. Nawpieprzałabym się pierogów i nic by mnie nie obchodziło. Na nic bym już nie czekała, tylko brnęła do przodu jak czołg. Albo pozwalała rzeczywistości przewalać się wokół mnie. A teraz jeszcze muszę walczyć o siebie i to tak bardzo męczy... Pieprzone młodości objawy...

Share this:

CONVERSATION

28 komentarze:

  1. Ojej, taka... BLOGOWA ta notka :D Rozumiem objawy paranoi związanej z telefonem, też bym tak miała mimo tego półrocznego terminu. Mam nadzieję, że odezwą się zanim skończy mi się zarobiona kasa i nie będę miała za co kupić egzemplarza (dobra, odłożę 3 dychy jak nie kupię tej marynarki :D)... Właśnie, powinnaś napisać "Joy, wyp*jąca za dużo hajsu na kawy" :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 dychy, seriously, tak nisko mnie cenisz? :D
      Nie, spoczi, może dostaniesz egzemplarz recenzencki. ^ ^
      Nie uważam, że wydajesz za dużo hajsu na kawę. Za to czy pisanie o tym nie jest, hm, na przykład.. nieco... no wiesz... lans... kie? ;D ;P

      Usuń
    2. Jestem pod PSEUDO, a poza tym nadal cierpię, może gdybym wczoraj wzięła frostito ból byłby mniejszy :D
      Sory, nie muszą Cię tłumaczyć z japońskiego, żebyś kosztowała tyle co Murakami :D

      Usuń
    3. Ale może będą mnie tłumaczyć NA japoński. ;P I może to będziesz nawet Ty. Pobożne życzenia. ^ ^

      Usuń
    4. No. Like the new blog look! Ale to nasuwa mi myśli o moim i jego czytelności :(

      Usuń
    5. Super, masz lepszą niż ja. xD
      I dzięx, nagłówek sama zrobiłam, to takie pocieszne, jak się wstawia własne zdjęcia, bo nawet się nadają wyglądem. <3

      Usuń
  2. Nesiaku, może i głupoty (wcale że nie) ale faktycznie, Ciebie to się fantastycznie czyta, ło! Nawet takie zwykłe blogaskowe wynurzenia, do których ja cierpliwości nigdy nie miałam. Opowiadań jak nie przyjmą, to trudno, nie wolno się zrażać i ich katować, póki nie powiedzą "DOBRA" albo "ODWALSIĘDURNA", takie moje zdanie (powiedziała, co wiedziała, sama niczego nie wysłała). No i tak... rodzice. Mama wie, że pisze, niczego nie czytała, bo jej nie dałam, zwątpiłaby we mnie od razu, patrząc na tematykę. Ojciec nie czyta, także tak. Ja Nesiaka będę wspierać, nocleg w Warszawie jak najbardziej dam, o ile jeszcze będę w Polsce, wyjeżdżam w połowie lutego, od razu mówię.
    Jeden miała egzamin, da? I zdany. Nesiak na drugim roku, joł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Szamanku, jesteś taka kochana! ;******
      No jak nikt z tej wielkiej dziewiątki się nie odezwie, to kij im w tyłek, faktycznie, świat się nie zawali, najwyżej wyślę im jakąś powieść, jak już skończę.
      No tak, moja mama, jakby przeczytała resztę, to by pomyślała, że w domu ma wariatkę i zboczucha. ;F Bo w sumie ma, ale wciąż mam nadzieję, że książka nie znajdzie się w jej rękach. :D A Szaman koniecznie musi Obsesję wysłać! Niech obieca!
      I dziękuję dziękuję dziękuję x nieskończoność za propozycję, jesteś niezastąpiona.
      Neee, jeszcze jutro mam ustny z tego samego, trochę palpitacje serca, a potem kolokwium z czego innego do napisania. ;F Ale to już z tym nie będzie większego problemu praktycznie. Mam nadzieję. ;P

      Usuń
    2. Ojtam, ojtam, samo prawdę mówię.
      Niczego nie będzie obiecywać, ale może się kiedyś z nią ogarnie, ja już głód książki na półce będzie taki duży, że nie będę chciała katować niczego od początku.
      No jakże to, na pierwszym roku jest i już wrzesień, wstydzi się, wstydzi :P :)

      Usuń
    3. Okej, naprawdę, byłoby wspaniale. Obsesja jest moim ulubionym blogiem z opowiadaniem ever. <3
      EHEJ, jakby zawołał Szarzyński, nie ma spiny, są dziesiąte terminy, mam plany skończyć sesję we wrześniu, ale mogę praktycznie przedłużać do stycznia... xD

      Usuń
  3. O! To ja trzymam mocno kciuki, żeby Ci się udało wydać, a jak już się wydasz, to natychmiast krzycz, a zostanie kupione. Trzeba wspierać koleżanki i kolegów po fachu, dlatego, chociaż ceny książek w Polszy mnie przerażają, to na rodzimych autorów portfel wyciągnę. W końcu zagraniczni i tak dostaną od swoich, a nasi, niestety, tylko od naszych. (Jak się będziesz dobrze sprzedawać, to polecaj mnie jako swojego tłumacza na angielski, proszę ^^).

    A to faktycznie dziwne, że nieczytaczom przyszła na świat córka-czytacz, na dodatek jeszcze pisząca. Chociaż... świat widział już chyba większe dziwactwa. oO Ale myślę, że jak już dostaniesz jakieś konkretne odpowiedzi, zwłaszcza pozytywne, to pewnie Twoi rodzic też poczują się choć trochę dumni, w końcu nazwisko ich córki na półkach księgarni to nie lada osiągnięcie. :)

    A właśnie, tak z trochę innej beczki, ale w sumie nie do końca off topowo. Kojarzysz może, że stowarzyszenie Piórem Feniksa wydaje własne (póki co tylko internetowe) czasopismo? Kiedyś było "Piórkiem", a teraz nazywa się "Proliteracja"? Co prawda na oficjalne ogłoszenie jeszcze wszyscy czekamy, ale nieoficjalnie wiem, że będziemy robić nabór na dziennikarzy. I jak się o tym dowiedziałam, to pomyślałam właśnie o Tobie - byłabyś zainteresowana? Bo jak tak, to wtedy mogę się zorientować, co jest nieoficjalnie potrzebne, aby się dostać, że tak powiem, z polecenia (a póki co niemal cała redakcja została tak skompletowana) i nie trzeba by czekać na oficjalny anons, a potrzeba nam więcej dziennikarzy. Chyba trochę namotałam, ale mam nadzieję, że nie za bardzo. xD Tak czy inaczej: co Ty na to?

    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, kochana Chiyo, na pewno będę wrzeszczeć na lewo i prawo, i w dół, i w górę, i na zachód, i południe, i generalnie WSZĘDY, więc możesz być pewna, że i Ciebie powiadomię. :D Ale na pewno minie jeszcze dużo czasu, zanim będę miała okazję tak poćwiczyć głos. ;P A czy w UK książki po przeliczeniu są tańsze niż te w Polsce? To jest bardzo ciekawe z punktu wydawniczego, a w końcu po studiach to będzie moja branża (być może, bo może wyląduję zupełnie gdzie indziej, nigdy się nie wie ^^). I nie sądzę, bym miała dużą poczytność jak już, ale wiedz, że jesteś pierwsza w kolejce, żeby tłumaczyć. ;)

    Haha, no raczej, że większe dziwactwa. I właśnie zrozumiałam, że lepiej być czytającym dzieckiem nieczytających rodziców, niż nieczytającym potomkiem czytających rodziców. Chociaż to pewnie bardzo subiektywny pogląd, ale wczoraj miałam wizję, że moje przyszłe dziecko (jeśli takowe kiedyś się na świecie pojawi) w wózku zamiast lalek będzie woziło książki. ;P Co do moich rodziców - dumni na pewno będą, ale szkoda, że nigdy nie zrozumieją, co to tak naprawdę dla mnie znaczy. ;)

    Nie kojarzyłam wcześniej tego czasopisma, jakoś mi to umknęło, ale jeśli będzie taka możliwość - jestem więcej niż zainteresowana! Z wielką przyjemnością tworzyłabym dla Piórem Feniksa, w końcu to zaszczyt! *____*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przeliczeniu na złotówki pewnie wychodzą w podobnych cenach, ale w przeliczeniu na zarobki na pewno są tańsze. Angol, któremu płacą minimalną pensję, na książkę (nie nowość i w miękkiej okładce) musi pracować niewiele ponad godzinę. Nie pamiętam, jaka jest minimalna pensja w Polsce, ale na pewno nie tyle, aby w niewiele ponad godzinę zarobić na książkę, która średnio kosztuje ok. 30zł. :?
      Wiesz, poczytna być nie musisz. Co prawda jak raz się zrzekniesz praw majątkowych do utworu, to raczej Ci wydawnictwo nie pozwoli wydać tej książki gdzie indziej (musiałabyś zachować prawa, a wydawnictwu dać tylko licencję, ale na to wydawnictwa nie przystają), ale zawsze możesz wydać w Polsce jedno, a potem wydać przez Amazona e-booka z czymś innym. To jest fajny sposób dla debiutantów, który ostatnio odkryłam: jeśli nikt nie chce czegoś wydać, to można za pośrednictwem Amazona zrobić z powieści/opowiadania e-booka (bodajże za jakąś tam drobną opłatą). Nazwisko jest już wtedy na rynku, ba!, widnieje w bazie danych jednego z największych koncernów książkowych, w dodatku takiego, który cieszy się dużym zaufaniem ludu, a jak e-book dostanie mnóstwo pozytywnych recenzji, to a nuż znajdzie się wydawca, który to przeniesie na papier - albo wydawca będzie przychylniej patrzył na takiego autora, kiedy powróci z innym dziełem? Opcja, w każdym razie, bardzo ciekawa. :)

      Masz rację, chyba gorzej być czytającym rodzicem nieczytającego dziecka. Kompletnie sobie tego nie wyobrażam, dla mnie byłoby to chyba ucieleśnienie jakiegoś koszmaru. Brr! @_@

      To zapytam Dagi, jakie i ile tekstów trzeba było przesłać i na jaki adres. Wydaje mi się, że to było 5 tekstów dziennikarskich (więc tak w sumie wychodzi po jednym z każdej formy) i CV, ale jeszcze dopytam, a potem dam Ci już potwierdzone informacje. :D

      Usuń
    2. Młody Polak musiałby pracować niemal cały dzień na jakąś dobrą książkę, co jest baaaardzo smutne. :C

      Taa, na prawach autorskich teraz się całkiem nieźle znam, słyszałam nawet o wydawaniu przez Amazona, natomiast nie do końca jestem przekonana. Może dlatego, że wokół mnie jeszcze zbyt mało czytników e-booków i stąd ta nieufność?

      Dobra, będę czekać na newsy. I serdeczne dzięki, że w ogóle o mnie pomyślałaś!

      Usuń
    3. Ano smutne, smutne. :(

      To podsyłaj mi może wszystkie materiały ze studiów na temat praw autorskich, jakie masz, co? Ja mam tylko takie "prawa autorskie w pigułce", bo w ramach ostatniego zlotu PF-u był wykład na ten temat, ale widać było po babce, która to prowadziła, że dać jej szansę, a cały dzień by spędziła na mówieniu o prawach autorskich. A że mówiła ciekawie, to chętnie bym słuchała dalej, ale nie można było, bo grafik, bó. ;( No tak, e-book na komputerze nadto praktyczny nie jest, a czytniki do najtańszych nie należą.

      Drobiazg. Jak tylko padło hasło, że będzie ogłaszany "nabór", a jak kogoś znamy, to podsyłać teraz, to cała lista znanych mi osób, które byłyby do takiego czegoś zdolne i chętne, i na dodatek miały czas zmieniła się w strzałkę i bum! Wskazywała na Ciebie. :D

      Usuń
    4. Notatki podesłałam Ci już na fejsika, są zrobione przez mojego pilnego kolegę, bo mnie częściej na wykładzie nie było niż byłam, ale jak już uczestniczyłam w zajęciach, to przykłady, którymi nas raczył pan mecenas, były trafione w dziesiątkę. O tylu różnych paradoksach w życiu nie słyszałam. Było bardzo ciekawie, póki nie zapomniałam przyjść na egzamin (no comment, plz ;D) i musiałam zdawać w innym terminie. Pan mecenas wtedy dał mi do przeczytania tę książkę: http://nakanapie.pl/autor-wydawca-andrzej-karpowicz-ksiazka,675654 Jest świetnie napisana, bardzo prostym językiem. Karpowicz ujął wszystkie niezbędne zagadnienia, a na końcu podręcznika są nawet załączone wzory umów między wydawcą a autorem! Niestety, ta konkretna publikacja do najtańszych nie należy (pamiętam, że kosztowała chyba ponad 70 złotych według ceny na okładce), ale skserowałam kilkanaście najbardziej interesujących mnie stron i jeśli będę potrzebować, to nie będę żałować pieniędzy na jej kupno.

      Usuń
    5. Ano, to imaginuję kompas Johna Smitha, który kręci się i kręci, i w końcu igiełka trafia na mnie. :D Bardzo się cieszę, ale zobaczymy, czy się dostanę - Wasze teksty są na naprawdę wysokim poziomie, a jeśli chodzi o publicystykę, to poza szkolnymi gazetkami, recenzjami i dwoma artykułami na Prozaików, to na razie jakoś za bardzo nie błysnęłam... ;F

      Usuń
    6. E tam, na pewno się dostaniesz. My też nie od początku byliśmy tacy dobrzy, ja w ogóle nie miałam doświadczenia dziennikarskiego, absolutnie żadnego, a mnie Dagi przyjęła. Bardziej chodzi o zapał i entuzjazm niż o doświadczenie, bo, tak w sumie, to Proliteracja jest po prostu miejscem, aby je właśnie nabyć. :)

      Usuń
    7. Okej, no to pożyjemy, zobaczymy. ^ ^

      Usuń
  5. Tak...to dziecię w gabinecie...nadal uważam, że to miłe, jak facet potrafi się zająć dzieckiem.
    Jeśli do tego ma własny burdel, to już ideał:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa dziecięca została w pewnym sensie wyjaśniona, więc mogę jeszcze jakiś czas być spokojna. I teraz faktycznie uważam, że to miłe. Słodkie, nie spodziewałabym się po nim. xD Ale Littlefinger opiekujący się dzieciakiem? Pomyśl, jakie combo wyszłoby z genów jego i Sansy!

      Usuń
  6. Oh jakie ciepłe słowa o moich rodzicach! jak miło ;)

    Do zobaczenia jutro! ;*

    Ross.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ross, nie spodziewałam się, kochanie, że kiedykolwiek skomciujesz mi blogaska. ;D :P Niemniej, słowa o Twoich rodzicach są przede wszystkim prawdziwe. Do zobaczenia dzisiaj, weź szkło! ;* ;* ;*

      Usuń
  7. Mam nadzieję, że oddzwonią, a wtedy zabierzesz Mamę do wydawnictwa i ona wtedy zrozumie, że to nie są pierdoły, tak jak mój tata zrozumiał, gdy go zabrałam raz. Więcej wiary w zasiedziałych staruszków i trzymam kciuki czekając na Twe (tym razem) łzy szczęścia ;).

    -córka ogrodniczki i ślusarza

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy tak naprawdę mi na tym zależy aż tak bardzo. Z drugiej strony, jeśli oddzwonią, to na sto procent nie wezmę jej ze sobą. I mam nadzieję, że innych opowiadań nie przeczyta, bo to jej wyklaruje obraz córki z piekła rodem. ;F
    Mimo to dziękuję za życzenia. Wciąż wierzę w rodziców, czas uwierzyć w wydawnictwa. ;P
    PS. To jednak są pierdoły, jakby nie patrzeć. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja swoim rodzicom też nie daję tekstów artystycznych do czytania (tylko mamę zamęczam czasem fachowymi w ramach dodatkowej korekty), ale to wynika głównie z tego, że moje pisanie artystyczne traktuję jako coś nie do dzielenia się z rodzicami. Natomiast nie wyobrażam sobie, że mieliby moje pisanie traktować na zasadzie "marnujesz czas na pierdoły" - i tego szczerze współczuję...
    Z drugiej strony, może to wyraz takiej (niezbyt wspierającej, ale jednak) troski? Z serii "należy storpedować wszystko, co może odsunąć od nauki". Tyle że dla filologa pisanie to kolejny element nauki - i to niezbędny, tym bardziej że najczęściej tego pisania na samych studiach jest niewiele (albo wcale). Ja do magisterki wyrobiłam sobie styl na pisaniu tekstów na konferencje i na pisaniu opowiadań właśnie, bo pisemnych prac zaliczeniowych w zasadzie nie uświadczyłam.
    Życzę Ci mocno tego wymarzonego telefonu z wydawnictwa (z wielu wydawnictw). A na pocieszenie, gdy Cię najdą wątpliwości, bo wydawnictwo jeszcze nie zadzwoniło - pamiętaj, że cała masa świetnych autorów miała ten problem ;) Choćby Nabokov, którego przeganiano z "Lolitą" od jednego wydawnictwa do drugiego - albo Proust, którego któryś z ówczesnych wydawców tak podsumował: "Komu by się chciało czytać trzydzieści stron o tym, jak to facet nie może zasnąć?". (Zabawne, mnie się ciągle chce...)
    Widzisz, w szeregu jak imponujących nazwisk Cię ustawiłam? ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, myślę, że to połączenie niezrozumienia ze strachem, iż pisanie pochłonie mnie za bardzo i na naukę nie starczy mi czasu. Nie wiem, czy opowiadania pomogły mi do tej pory na studiach (praca roczna z poetyki była istną masakrą, zresztą, trudno się dziwić, to pierwszy taki tekst w moim życiu, więc zamiast stylu naukowego wkręcił mi się dziennikarski, straszny fail ;F, a z pracą na HLP to zupełnie nie wiem i nigdy się nie dowiem - Doktor zabrał tekst, wstawił 3 za ćwiczenia i tyle go widziałam ;C). Ale na pewno dużo dały w kwestii rozwoju mojej osobowości. Mam nadzieję, że do licencjatu się wyćwiczę tak czy siak. =D
    Dziękuję za życzenia. Tak cieplutko mi się zrobiło pod serduszkiem, że nawet łezka z oczka poleciała... Co prawda ustawiłaś mnie w towarzystwie, w jakim czułabym się niebywale skrępowana i zaszczuta, ale i tak było to niesłychanie serdeczne z Twojej strony. Od razu lepiej mi się zrobiło. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że pisanie zawsze pomaga rozwijać pisanie ;) Przestawienie się na styl naukowy to inna sprawa, wymaga uruchomienia nieco innych elementów, podstawą jednak jest sama umiejętność sprawnego wyrażania tego, co się chce powiedzieć (i w ogóle świadomość tego, co - i jak - chce się powiedzieć za pomocą pisma).
    Grunt to doborowe towarzystwo ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń