Nienawidzę Świąt
Nienawidzę Świąt, bo jestem zblazowaną nastolatką, która musi siedzieć przy stole wigilijnym z gromadą stetryczałego dziadostwa, w ogóle nie rozumiejących moich problemów. Nienawidzę Świąt, bo wszyscy się do siebie uśmiechają, podczas gdy w pozostałe dni w roku skaczą sobie do gardeł. Nienawidzę Świąt, bo trzeba posprzątać chałupę i rozwiesić światełka, a przecież to pochłania tyle energii, no po co to komu? Przyznam się, że jeśli nie w tym roku, to na pewno w latach poprzednich właśnie tak myślałam. W te święta Bożego Narodzenia coś jednak się zmieniło.
Może się zestarzałam?
Tym razem siedzenie przy wigilijnym stole z rodzicami wcale nie było męką. Stęskniłam się za nimi, bo do domu wróciłam dopiero we wtorek. Nie widziałam ich prawie przez cały miesiąc. Zleciało bardzo szybko, w końcu od poniedziałku do piątku - absorbująca i dająca mnóstwo radości praca w wydawnictwie, zaś wieczorami kultura, znajomi, samorozwój, tysiąc innych zajęć albo padanie na twarz ze zmęczenia, zależy.
Dzięki temu ominęłam tradycyjny spór o to, która bombka ma wisieć na której gałązce i grę o niemycie toalety. W pewnym sensie nawet ubolewam, bo choć gładko wymagałam się od pomagania mamie w kuchni, teraz tego żałuję. Lepienie pierogów i mielenie maku to praca ciężka, mozolna, ale jednak w klimacie. Sorry, w tym roku nie taki mamy klimat.
A jaki? Pracowniczy. W księgarni ludzie zamawiali książki na prezenty, więc trzeba było uszykować do wysyłki kilka setek książek. Nie było czasu na strojenie choinki, ale szefowie wynagrodzili mi to pięknymi podarkami.
Może się uspokoiłam, a może ociupinkę zmądrzałam?
Czerpię prawdziwą radość ze spędzenia tego czasu z bliskimi. Nie denerwują mnie studia, nie przejmuję się tysiącem zadań czekających na mnie w pracy, nie myślę o trudnym promowaniu projektu na Polakpotrafi.pl i tych wszystkich irytujących ludziach, którzy dręczą mnie, że tak mało czasu zostało, a tak dużo jeszcze pieniędzy do zebrania, więc dlaczego czegoś nie zrobię? Dziwi mnie takie podejście niezmiernie, bo gdyby każda z tych osób zamiast tracenia czasu na robienie mi głupich uwag usiadła przed komputerem i poświęciła trzy minuty na przelanie dwóch złotych, wcale nie pozostałoby tak wielkiej kwoty do uzbierania. A i ja miałabym więcej czasu na promocję. Dlatego patrzę na to już z pewnym politowaniem. I coraz częściej zdarza mi się zamykać drzwi przed osobami, które wnoszą do mojego życia tylko chaos pod pozorami dobrych chęci. Czasem trudno oddzielić jedno od drugiego i zobaczyć, czego człowiek chce od Ciebie naprawdę. Niestety, w dziewięćdziesięciu procent przypadków ludzie chcą, byśmy wspólnie trwonili z nimi czas, bo nie mają na siebie pomysłu. Ałć?
Może upadłam na głowę.
To chyba z powodu lektury Kochanej Maryś! Listów z Afryki, naszej najnowszej pozycji wydawniczej. Kazimierz Nowak tak pięknie pisał do swojej żony, opisując wydarzenia, których był świadkiem oraz swoje ciężkie codzienne życie, że zaczęłam się zastanawiać, jak wiele wokół mnie jest żywotów wartych upamiętnienia. Historie rodzinne mojej matki i mojego ojca jest bez wątpienia warta upamiętnienia. Osiągnięcia moich szefów. Sporadycznie wypowiadane przez pasażerów tramwaju złote myśli. Nie jestem w stanie tego wszystkiego opisać, więc może chociaż poświęcę się, by spędzić czas z bliskimi mi fantastycznymi ludźmi i choć w pewnej mierze pojąć to, co siedzi im w głowach? Bo co, gdy nagle ich zabraknie?
Pomyślałam też o tym, że żałuję, iż święta spędzam tylko z rodzicami. Co z resztą rodziny? I przypomniałam sobie nagle o niej i wydałam mnóstwo pieniędzy w TK Maxx na przepiękny papier, i zrobiłam szalone kartki z życzeniami, i w ostatniej chwili wysłałam na poczcie, nawet do Agi, która mieszka w UK. I wiecie co? Poczułam wielką frajdę. Nie żałuję tego śleńczenia po pas w brokacie o dwunastej w nocy, z rękoma uwalonymi obrzydliwym klejem. Każda osoba, do której wysłałam kartkę, naprawdę wiele dla mnie znaczy, choć mogę się z nią widzieć raz na kilka lat.
Moim zdaniem to bardziej wartościowe niż kopiuj-wklej na FB czy wysłanie wierszyka za pośrednictwem SMS, ale nie wiem, czy się ze mną zgodzicie. W końcu życzeniami na fejsiku można obdarować naprawdę wiele osób, niemal wszystkich znajomych...
Ale, zaraz, czy naprawdę o to chodzi? Czy musimy rozsyłać kilkadziesiąt wiadomości, by ludzie uwierzyli w to, że zależy nam na ich szczęściu? Chyba lepiej być takim człowiekiem, by po jakimkolwiek spotkaniu z nami każda osoba od razu wiedziała, że chcemy dla niej jak najlepiej i gdy zajdzie potrzeba, pomożemy jej w pokonaniu trudności?
Właśnie kimś takim pragnę być w przyszłości. I myślę, że te trochę śmieszne kartki, bo chyba trochę dziecinne, a wykonane przez dwudziestodwulatkę, pomogą mi w budowaniu lepszej wersji siebie, o ile wejdą do świątecznej tradycji, którą sama sobie mam zamiar stworzyć.
Może w ogóle nie potrafię już mieć negatywnego podejścia.
Dobra, bez przesady, nie aż tak. Ale jaki sens ma mieć kwestionowanie świątecznej atmosfery, tym bardziej, że na każdym rogu można zobaczyć jakąś świąteczną dekorację w czerwonym kolorze, który jest najpiękniejszy na świecie? Tego, że ma się wolne i można odpocząć albo zobaczyć z przyjaciółmi? Skryć się pod kocykiem z kubkiem ciepłego kakao, kawałkiem tortu makowego i najnowszym Twardochem? No? Jaki? ŻADEN. Święta to dar i trzeba go umieć wykorzystać. Jeśli nie potrafimy cieszyć się ze Świąt, to już z niczego nie będziemy potrafili się ucieszyć.
W tym roku, szczególnie w okresie świątecznym, cieszę się chyba najbardziej z ludzi. Powyżej - jedni z wielu, na których mogę liczyć, ale tacy, na których chyba najmocniej, jeśli chodzi o tu i teraz (zobaczymy, jak długo, hue, hue). Fajnie było strzelić sobie z nimi wigilię, z gyrosem z dzika. Czy tam jelenia, nie pamiętam, bo były też sznapsy i inne delicje.
Może zauważam i doceniam to, co mam, zamiast jęczeć i psuć sobie humor tym, czego nie mam. Zamiast tupania nogami i obrażania się na cały świat, dzielnię kroczę do przodu, by po to sięgnąć. A jeśli nie uda mi się za pierwszym czy drugim razem, za trzecim już dam radę.
I takie życzenia chciałabym Wam złożyć z okazji Świąt. Zdrowia i energii, żebyście mieli dobre samopoczucie i siłę do realizacji swoich marzeń. A także marzeń, a zatem również celów, byście nie kroczyli przez życie jak ćwoki z opaską na oczach. Życzę Wam odwagi oraz zdobywania mądrości. Doceniania drobnych radości, a także przeżywania radości ogromnych, na które sumiennie zapracujecie. I ogólnie, wszystkiego najlepszego.
Droga Emilko - ja też kiedyś hmmm...może nie do końca nie nienawidziłam świąt, ale było w nich coś takiego, że zamiast się cieszyć, chciało mi się płakać...Kojarzyły mi się tylko ( oprócz dzieciństwa, gdzie do dziś pamiętam ten wyjątkowy zapach choinki i smak czekolady, wyczekiwanie na prezenty, śnieeeeg, pyszne makiełki i pierogi...) z zabieganiem, nerwami - które psuły świąteczny klimat i chciało się żeby było już po wszystkim, żeby spotkać się w knajpie ze znajomymi i obmyślać co robimy na Sylwestra. Ale rzeczywiście moje podejście też się zmieniło - tyle że u mnie chyba w momencie, gdy zostałam matką...Teraz na nowo mogę przeżywać ich magię, świąteczne przygotowania - lepienie pierogów z dziećmi, które de facto robią więcej bałaganu , niż jakbym je sama robiła - ale grunt, że wszyscy się przy tym dobrze bawimy - i te iskierki w ich oczach! Patrzę też inaczej na to, jak postrzegałam święta kiedyś...Hmmm no cóż - czasu nie da się cofnąć, a człowiek uczy się na błędach prawda? I chyba przez to - nie wiem jak to działa, ale kurcze uwierz - jak tylko usłyszę "Cichą Noc", to ściska mnie w gardle i nie mogę śpiewać... Te Święta były wspaniałe, Wigilia jedna z lepszych w moicm życiu - spędzona z moimi ukochanymi - mężem i trójką najwspanialszych dzieciaków...ale mimo wszystko gdzieś tam w głębi jest cholerna tęsknota za cała rodzinką w PL - właśnie za tym, co kiedyś mnie tak wkurzało, a co teraz troszkę inaczej odbieram... Zgadzam się , że " Jeśli nie potrafimy cieszyć się ze Świąt, to już z niczego nie będziemy potrafili się ucieszyć" - spróbujmy też tak jak napisałaś cieszyć się z małych rzeczy, nie marnować czasu na kłótnie, spory...zwłaszcza rodzinne - które niestety zdarzają się chyba wszędzie...Lol ale się rozpisałam....Dziękuję za kartkę - nie mogę się doczekać jak do mnie dotrze - chociaż kurcze mamy tu i ówdzie atak zimy, więc jak to w takich przypadkach bywa Angole od razu wpadają w panikę i wiele rzeczy u nas nie działa jak powinno...Wiesz co jeszcze mi się marzy? Pamiętasz naszą Łączkę? :D Myślałam ostatnio o tym, jak to kiedyś spotykaliśmy się całym kuzynostwem ( no może chłopaki byli troszkę z boku...) właśnie u babci, z tyłu - rzy szopce, robiłyśmy występy i takie tam - czas pomyśleć o jakimś szerszym spotkaniu - po tylu latach :) Byłoby cholernie miło ... Może latem? Warto pomyśleć...Trzymaj się ciepło - całusy z chłodnej i odległej UK...:*
OdpowiedzUsuńTak, człowiek uczy się na błędach. Najlepiej, choć najrzadziej, gdy na cudzych. Całkiem spoko, gdy uczy się na własnych. Najgorzej, jeśli się nie uczy, a i tak się niestety zdarza.
UsuńBardzo Ci dziękuję za komentarz, cieszę się niesamowicie, że zaglądasz na mojego bloga. : D Kartki do moich przyjaciół w Polsce dotarły dopiero dzisiaj, a to i tak nie wszystkie, więc pewnie będziesz musiała jeszcze trochę niestety poczekać - poczta z pewnością dopiero staje na nogi po świątecznym oblężeniu.
A propos tęsknoty jeszcze - to jest niezbyt miłe uczucie, ale dobrze jest mieć do kogo tęsknić. Gorzej, jakby nie było nikogo takiego. Fajnie jest mieć ludzi na całym świecie, którzy Cię kochają, no nie?
Taaaak, chyba rozmyślamy o takim spotkaniu od momentu, gdy Gosia brała ślub, a nawet wcześniej. Ale samo rozmyślanie niewiele da. Trzeba byłoby ogarnąć tyłek i faktycznie zająć się organizacją. W zasadzie tylko Karolina, Paulina i ja jesteśmy najbardziej dyspozycyjne, bo nie mamy dzieciaków, ale to tylko pozory, no bo mamy dużo innych zobowiązań. Ty, i Kaśka,, i Magda, i Gośka musiałybyście albo wziąć maleństwa ze sobą (Łączka: Następne pokolenie? = D), albo coś wymyślić. Znaleźć odpowiedni czas będzie trudno tak, żeby wszystkim pasowało, no i miejsce... Ja oczywiście jestem za i mogę cześciowo zająć się organizacją, ale nie ze wszystkimi dziewczynami mam kontakt. Daj znać, jakby co. Słabo, ale bardzo mile wspominam te chwile. <3
Pozdrowienia dla Ciebie, Tomka i trzech muszkieterek! :* :* :*
kochana! kartka dotarła już wczoraj O_o jestem w szoku jak błyskawicznie! jest piękna - bardzo dziękujemy. Zosia jak usłyszała, że od Emilki z rodzicami - od razu skojarzyła, że grała z Tobą w badmintona:)
Usuńco do spotkania - myślałam właśnie o reaktywacji plus nowym pokoleniu:) będzie ciężko, ale postaram się odezwać do Gośki, Magdy - z Kaśką jest utrudniony kontakt ale jakoś damy radę. Może się uda, jak nie 2015, to może 2016...Ja teraz będę przylatywać tylko latem...