Kuba Wojtaszczyk - Portret trumienny
Czy nie zdarzyło się Wam, że kiedy wciągnęło Was życie studenckie w dużym mieście, powroty do domu stały się smutną koniecznością? Czy nie zaczęły razić Was małomiasteczkowe zachowania własnej rodziny, od której chcielibyście uciec jak najdalej, bo tak naprawdę... Jak to możliwe, że to są w ogóle Wasi krewni?! Jeśli nawet przez moment tak nie poczuliście, to i tak przeczytajcie książkę Kuby Wojtaszczyka pt. Portret trumienny. Zobaczycie, jak to jest.
Źródło: zbiory prywatne. |
Mieszka w Poznaniu, więc ma pięćset punktów do bycia odjazdowym. (Lokalny patriotyzm, a co).* Urodził się w '86, jest kulturoznawcą i absolwentem Gender Studies na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Publikował w bardzo dobrych czasopismach, m. in. "Lampie" oraz "Czasie kultury". W zeszłym roku zaś wydał książkę w młodym wydawnictwie, Simple Publishing. Droga wydawnicza raczej nie była prosta i pozbawiona wybojów, jak to zresztą zwykle bywa, trzeba było wyłożyć troszkę pieniędzy, ale wreszcie się udało.
Z ciekawostek młody pisarz lubi Woody'ego Allena i ma bardzo miłą twarz. Zresztą, sami zobaczcie.
Źródło: profil facebookowy pisarza |
Portret trumienny zaczyna się zaś w stosunkowo dużym mieście (z pewnością dla niektórych postrzeganego jako metropolię; dla innych zaś jako prowincję). Aleks, niespełna trzydziestoletni pracownik galerii sztuki, opuszcza mieszkanie, pozostawiając w nim swojego chłopaka, Blondyna. Z walizką i nieodłącznymi camelami rusza na dworzec, by stamtąd pociągiem odwiedzić swoją rodzinę; podchodzącego pod pięćdziesiątkę brata Wieśka, jego żonę, katechetkę Krysię z czwórką dzieci oraz rodziców, mającego kłopoty z pamięcią ojca oraz matkę, Jadwigę, która obchodzi urodziny, skąd zresztą całe zamieszanie. Na przyjęciu urodzinowym pojawia się jeszcze siostra Aleksa, Sabina, z dzieckiem oraz nowym partnerem, Jurkiem, który roztacza wokół siebie niebywały czar...
Aleksowi nie podobają się rodzinne strony. Nie podoba mu się również jego rodzina. Zacofani katole, można by w skrócie podsumować, nie siląc się na eufemizmy. Bez wykształcenia, wiedzy o kulturze, trwający zatwardziale przy konserwatywnych poglądach, które Aleksa wręcz parzą. Są tak samo bezkompromisowi, jak i główny bohater, nieskory do budowania mostu nad przepaścią pokoleniową, choćby zwykłym uśmiechem czy próbą spuszczenia z tonu. Rodzinna groteskowa kolacja kończy się masakrycznie zaskakująco. Jak dokładnie? Przekonajcie się sami.
Jednym z wielu aspektów, które tak ujęły mnie w Portrecie trumiennym, jest język. Lekki, często dowcipny, a momentami dosadny i zupełnie niewysublimowany. A zatem idealny w odbiorze, jeśli o mnie chodzi. Wydarzenia opisane są tak zgrabnie, że już od pierwszych chwil mam wrażenie, jakby opowieść snuła się nie tylko na kartach papieru, ale i w równoległej rzeczywistości. Cóż, może nawet tej samej rzeczywistości, bo nie byłabym sobą, gdybym w treść recenzji nie wplotła kilku osobistych wniosków z lektury.
Niestety, utożsamiam się chwilami z postacią Aleksa, butnego, niedowartościowanego przez rodziców, ale usatysfakcjonowanego z własnej kariery, człowieka o wielkich aspiracjach. I to już od pierwszych zdań, kiedy będąc z jednym mężczyzną, myśli o drugim, kiedy pakuje walizkę i zdąża na dworzec, kiedy po drodze pali papierosa oraz wsiada do pociągu (i to z peronu 4a). A później, kiedy uwiera go małość rodzinnego domu. I tu nie chodzi o jego rozmiary, rzecz jasna, dom pewnie jest spory, ale ludzie w nim niscy wykształceniem i otwartością na zmiany. Kompletnie przeciętni, no a przecież Aleks jest artystą i zupełnie nie interesuje go to, co dzieje się w programach rozrywkowych emitowanych w tv czy u plebana...
Robert Delaunay, Portret rodzinny |
Strasznie mnie to kiedyś denerwowało, że gdywracam do domu, nie mogę porozmawiać z najbliższymi o moich studiach. Literatura polska ich nie interesowała. Po części poddałam się więc, zupełnie jak Aleks, ale z drugiej strony zrozumiałam, że nie mogę być taką egoistką i patrzeć na świat w tak błahych kategoriach jak wykształcony/niewykształcony. Był to błąd pierwszorocznego, tak to chyba można zdefiniować. Teraz wychodzę z założenia, że z każdego człowieka można wyciągnąć coś inspirującego, zachwycić się jakąś jego cechą choć przez sekundę. I bez względu na nasze wykształcenie, poglądy czy sklepy, w jakich się ubieramy, warto dbać o porozumienie. A w rodzinie liczy się tylko miłość, szacunek oraz wzajemna troska. Trudne to wartości do wypielęgnowania, ale niezbędne dla zdrowego funkcjonowania. A ponieważ Aleks tego nie chce zrozumieć, uważam go za głupiego. Tytuł magistra niewiele więc mu w życiu przyniósł, tak naprawdę.
Za każdym razem, kiedy będę chciała powiedzieć coś kąśliwego przy rodzinnym obiadku, pomyślę o Portrecie trumiennym. Przypomnę sobie, jak takie zachowanie wygląda z boku i ugryzę się w język. No, chyba że akurat hormony mi się rzucą na mózg.**
W książce zostaje na szczęście nie tylko skrytykowane nastawienie młodych względem starszego pokolenia. Przedstawiciele tych drugich naprawdę nie potrafią zmienić swojego punktu widzenia i są również bezwzględnie przekonani o własnej racji. Pytanie, czy to, iż nie mogą stać się bardziej elastyczni, leży po stronie PRL-owskiego systemu, wychowania żelazną ręką czy po prostu... lenistwa? Łatwiej się pośmiać z głupich młodych niż choć przez chwilę zastanowić nad ich problemami. Łatwiej rzucić, że to "za naszych czasów było źle, wy to macie aż za dobrze i w głowach i dupach wam się od tego dobrobytu przewraca". Łatwiej po prostu wzruszyć obojętnie ramionami, ignorując słowa o tym, że każde pokolenie ma właściwe swojej generacji problemy.
A poza tym, to Portret trumienny jest przezabawny i czyta się go z przyjemnością. Polecam zatem każdemu młodemu człowiekowi, również temu, kto docenia właściwości estetyczne książki. Wydawnictwo spisało się na medal. Twarda oprawa, przepiękna minimalistyczna okładka w intensywnym, turkusowym kolorze, jak najbardziej adekwatna do treści, niewielki format. W skrócie: niezłe cacko.
Podsumowując: dla mnie Portret trumienny stanowi, po pierwsze, wyrzyg emocjonalny na temat rodzinnej dychotomii i ambiwalencji bycia innym. Po drugie, zachętę do nauki oraz otwarcia się na życiową rozmaitość. A po trzecie, krytykę młodych, którzy nie nauczyli się jeszcze empatii i są mylnie przekonani o poczuciu własnej wyższości.
8/10
__________________________________
*Jeśli mieszkasz poza Poznaniem, masz 499 punktów do bycia odjazdowym, chyba, że jest to jakaś mieścina w New Hampshire, wtedy 501. Uwaga: to, że mieszkasz w Poznaniu, i że daję Ci punkty, wcale nie znaczy, że jesteś odjazdowy.**Ostatnio stoję w kropce, bo... jestem kobietą. Z jednej strony nie chcę mojej wrodzonej głupoty zrzucać na karb płci, ponieważ to uwłaczajce, ale z drugiej strony - z hormonami szalejącymi po organizmie i naturą naprawdę rzadko się wygrywa.
To akurat nie moja bajka hehe Jestem 100% nie studentem haha :D Chociaz co do Prtretu moze mi sie nawet podoba. Dlaczego by nie sprobowac? Nie oceniaj poki nie sprobuejsz no nie? Tylko trudno sie bedzie utozsamic i moze mnie irytowac - wiadomo. Eh czasami tez mam wrazenie ze nikt nie rozumie z czym ma mdo czynienia i z czym sie użeram i z czym sie uczyc musze i z czym bla bla bla no ale zawsze jakos probuje sie dogadac z kazdym pokoleniem ;) No hyba ze oni nie chca - to juz moge zwalac na nich wine hahahaha :D
OdpowiedzUsuńTak, to uczucie... Zwłaszcza, gdy studiuje się w dużym mieście, a pochodzi z jakiegoś mega zadupia. Książka zdaje się interesująca. Zapisałam sobie tytuł, może gdzieś na nią wpadnę.
OdpowiedzUsuńOj, to chyba będę musiała się w końcu za literaturę tego pana wziąć, skoro 8/10... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń