Hejt na vlogerki książkowe

Tak naprawdę dzisiejszy wpis nie będzie miał nic wspólnego z prawdziwym hejtem, który definiują bezpodstawność zarzutów i chęć ulżenia sobie poprzez zniszczenie psychiki innego człowieka. Mój hejt na vlogerki książkowe będzie raczej wyżaleniem się, bo choć bardzo chciałabym trafić na dobry vlog, traktujący o książkach bądź tematyce okołoliterackiej, niestety, wszechświat i wszechwiedzące chmury tagów odmawiają mi tej możliwości.

http://startupstockphotos.com/
Przeanalizowałam kilka, może kilkanaście vlogów. Tych najpopularniejszych i tych mniej popularnych. Widziałam różne blogi, różne dziewczyny, przeważnie te same książki - o czym zaraz. U każdej z vlogerek irytują mnie oczywiście inne rzeczy - jedna się garbi, inna drze ryja, nie wiadomo po co, jeszcze inna ucieka wzrokiem od obiektywu, jakby działa się w nim jakaś szatańska orgia. Większość popełnia jednak te same błędy, i to z ich winy nie mogę znaleźć w sieci nic w miarę dobrego. Wobec tego postanowiłam podzielić się z Wami moimi uwagami, bez podawania konkretnych przykładów, kto co robi. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że jeśli przez przypadek jakaś vlogerka trafi tutaj, to może przeczyta i zacznie nad sobą pracować, albo wymyśli nową, lepszą koncepcję swojego programu. 

Zacznę od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, czyli od prezencji, a w zasadzie jej braku
Moim zdaniem, jeżeli jest się prezenterem, nieważne, czy w telewizji, czy w internecie, czy podczas szkolnego dnia patrona, trzeba nie tylko jakoś wyglądać i jakoś się wypowiadać, ale dbać o to, by wyglądać jak najlepiej i wypowiadać się co najmniej poprawnie. 
Dzięki polskim vlogerkom książkowym uświadomiłam sobie, że mamy w kraju coraz poważniejszy problem z nadwagą. Sporo vlogerek to niestety grubasy
Czekam na lincz.
Ale najpierw, zanim zostanę obrzucona kamieniami tudzież zużytymi podpaskami, chciałabym poprosić, byście a) stanęli na wadze i zobaczyli, czy jesteście upoważnieni do wygarnięcia mi grzeszków, b) przeczytali jeszcze raz to zdanie kilka wierwszy wyżej, gdyż nie napisałam, że wszystkie vlogerki to tłuste foki, tylko że sporo. 
A w dodatku hipokrytki, hue, hue, hue. 
No co? Taka prawda. Obejrzałam jeden filmik i obśmiałam się jak norka, ponieważ będąca przy kości vlogerka ubolewała, że nie ma czasu czytać książek. Tego nie rozumiem. Prowadzi na YT swój program o książkach, ale nie ma czasu ich czytać - też widzicie tu paradoks, prawda? Ponadto, do najchudszych nie należała. Zamiast wobec tego ślęczeć przed kamerą kilka długich godzin w tygodniu, proponowałabym zabrać się za czytanie książek. A jeśli prowadzenie bloga o książkach jest wynikiem jakiejś nowej mody, nie zaś prawdziwej pasji (nad tym też się ostatnio zastanawiam), to niech dziewczyna spojrzy w lustro, czego i gdzie ma za dużo, a później ruszy tyłek i pójdzie pobiegać. (Mogłabym to napisać w komentarzu, ale musiałabym zaspamować sporo stron taką samą treścią, jaką zamieściłam w poście pt. 10 zalet bycia grubasem). 
Nie chodzi mi o to, że ulegam stereotypowi prezenterki, że ma być młoda, piękna, chuda i cycata. Nie. Ale ponieważ sama jestem stara, ruda, gruba i cycata, traktuję ten problem bardzo subiektywnie. Wydaje mi się, że rzucenie się w wir jednego zajęcia (np. prowadzenia bloga na YT), jest doskonałą wymówką, by przestać (lub nigdy nie zacząć) zapieprzać po parku w adidasach. (Żeby nie było, zapieprzam, mam świadków, są postępy, myślę nawet o zaprezentowaniu kiedyś na Fabryce dygresji metamorfozę. O ile dojdzie do skutku, ale powinno być dobrze). Dziewczęta, apeluję do Was z tego miejsca, dbajcie o siebie, błagam. Nie patrzy się na Was źle, bo macie (w większości) piękne buzie, dobrze zrobione makijaże i przepiękne włosy (jedna z Was zwłaszcza), ale więcej ruchu na pewno Wam nie zaszkodzi. A jeśli chcecie narzekać, że nie macie czasu na czytanie książek, proponuję olać ciepłym moczem prowadzenie kanału na YT albo zmienić specjalizację z literatury na program o gastronomii.

http://kaboompics.com/one_foto/896/young-woman-thinking-with-pen-while-working-studying-at-her-desk
Ponadto razi mnie w przekazie sztuczność. Przeciąganie słów. Silenie się na dowcipność albo przebojowość, co totalnie niektórym youtuberkom nie wychodzi. Jakaś dziwna, niepotrzebna, przesadzona gestykulacja. I szczebiotanie. Dziewczyny pod trzydziestkę szczebioczą jak nastolatki, a w ich pokojach widać misie i jakieś kucyki pony, poustawiane między książkami (być może znów wychodzi tutaj mój problem z sobą, bo nie przepadam za maskotkami), i zamiast lektur stosownych do ich wieku, mówią o poradnikach dla nastolatków czy książkach typu To nie jest książka. (Ok, wciąż kocham Harry'ego Pottera, ale bez przesady)!
Mimika też potrafi porażać. Vlogerki często wyglądają, jakby albo samo mówienie sprawiało im ogromny ból, albo jakby cierpiały na zatwardzenie. Chce się w takich momentach zrobić klasyczny face palm
Najgorsze są jednak błędy. Błędy językowe. Okropne. Obślizgłe i przebrzydłe. Bardzo fe. Oraz zająknięcia, częste "yyyy", prawda, i tak dalej, no więc właśnie, sratatata, i inne. Na filmikach widać cięcia. Dlaczego więc, skoro wideo jest przed opublikowaniem edytowane, nie można skorygować również takich potknięć? Czy dziewczyny prowadzą vlogi o książkach tylko dla samego prowadzenia, bo inne tak robią, więc nie obchodzi ich w ogóle jakość tych nagrań? Czy też po prostu są zbyt leniwe, by się tym zająć?
Przykład z życia. Kiedyś wrzucałam na bloga beznadziejne zdjęcia. Po tym, jak zwrócono mi na to uwagę, staram się korzystać albo ze zdjęć z sieci, albo po prostu przykładać się do cykania fotek, a następnie delikatnie, tam gdzie potrzeba, obrabiać je, by nikomu z braku estetyki nie ukruszyły się po drugiej stronie monitora kontakty. 

www.splitshire.com/cinderella-reads-a-book/
Kilka dziewcząt ma też poważny problem ze stresem. Chwała im wobec tego za to, że są na tyle odważne, by stanąć przed kamerą i powiedzieć kilka słów do przyszłych widzów. To na pewno wiele im daje. Problem w tym, że na daną chwilę, kiedy program dopiero powstaje, są we własnym domu, samiuteńkie, w ciszy i błogim spokoju. Po co więc się denerwują, jąkają, wykręcają sobie palce? Spokojnie. Weźcie parę oddechów. Jesteście paniami na włościach, królowymi we własnej krainie. Więcej pewności was nie zabije. Czy to ze strachu nie patrzycie w obiektyw? Bo to kolejna na liście rzeczy, która niebywale mnie irytuje. Mówicie do człowieka. Wyobraźcie sobie przez chwilę, że kogoś naprawdę obchodzą Wasze słowa. Słucha tego, co mówicie, a wy strzelacie oczyma to w lewo, to w prawo, to w górę, gdy próbujecie sobie coś przypomnieć, bo nie chciało wam się napisać kartki z tym, co macie powiedzieć w programie. Bardzo mnie to odpycha. Bardziej nawet niż głosy totalnie nie nadające się do prowadzenia jakiejkolwiek audycji - wiecznie zakatarzone, bardzo niskie i męskie, szorskie, albo wręcz przeciwnie, brzmiące mniej więcej tak:


Mam nadzieję, że jeśli jesteś vlogerką książkową i czytasz ten tekst, to zdążyłaś się już nieźle zirytować i następnym razem pokażesz mi, że jesteś na tyle zdolną osobą, że kolejny filmik nagrasz dużo lepiej, a przynajmniej przemyślisz słabsze punkty swojego programu i zastanowisz się, jak je ulepszyć.

Niestety, hejt na vlogerki książkowe wcale się tutaj nie kończy. 
By widz mógł dobrze przyjąć treści programu, należy dopracować go pod względami technicznymi
Mati i ja często rozmawiamy o tym, by poprowadzić jakiś program w internecie. Najlepiej o kulturze, bo on taki bardziej pop, a ja taka bardziej classy (przynajmniej chciałabym). Nie wydaje mi się, bym była najlepszą osobą do gadania przed kamerą z kilku względów. Przede wszystkim, nie lubię gadać, wolę słuchać i pisać. Ponadto nie mam odpowiedniej osobowości. W ogóle nie mam osobowości, jakby spojrzeć na to z boku, bo głównie skupiam się na kumulowaniu i przetwarzaniu. Nieistotne, mała, egoistyczna dygresja. Dążę do tego, że w kluczowym momencie mojej i Matiego dyskusji pada stwierdzenie: no dobra, a masz kamerę i mikrofon? Wówczas patrzymy się na siebie bezradnie. Pozostaje tylko wzruszenie ramionami i zmiana tematu. Do następnego spotkania, kiedy znów zaczniemy rozmawiać o vlogach, o naszej przyszłości oraz o niedoborach sprzętowych, wynikających z niedoborów finansowych. To chyba kwintesencja naszego pokolenia, tej z przełomu lat 80. i 90. minionego wieku. (Tym razem trafiła się dygresja z niezłym podsumowaniem).
Reasumując, jeśli nie dysponujesz odpowiednim sprzętem, poważnie się zastanów. Albo nad sensem prowadzenia programu, który będzie później wyglądał jak kadr wyjęty z beznadziejnie zapowiadającego się filmu Piksele, albo nad załatwieniem sprzętu.

http://georgeyanakiev.com/
Rozumiem. Początki są trudne. Nawet Lekko stronniczy nie dysponowali od samego początku rewelacyjnej jakości kamerą. Ale zawsze było ich dobrze słychać i dobrze widać, a potem już coraz lepiej. Tymczasem, jeśli chodzi o jakość nagrywanych przez Was odcinków, jest gorzej niż źle. Jakość jest zatrważająca. Albo nie słychać, albo są jakieś pogłosy, dźwięk nie zgrywa się z wizją, obraz jest źle wykardowany. Wszystko to sprawia, że czuję się jakbym przeżywała właśnie jakiś ? schizofreniczny koszmar. 

Oczywiście, nie ma programu bez tematu.
Czyżby? Nie w przypadku polskich vlogów książkowych!
Tutaj można mówić do woli o niczym. A przynajmniej o niczym własnym, tylko na tematy podchwycone z ust innych, bardziej kreatywnych vlogerek. Wszystkie programy składają się mniej więcej z tego, że jakaś dziewczyna przeczytała książkę. Potem zaś o niej mówi. O tym, o czym książka traktuje, czy szybko się czytało (bo to obecnie jest rzecz jasna najważniejsze), a później krótkie podsumowanie, dokładnie takie, jak u sąsiadki z YouTube, żeby tylko nie mieć własnego zdania. I żeby wydawnictwo, które przesłało egzemplarz recenzencki, było zadowolone i dało następny egzemplarz
Nie jest tak?
Może i nie jest. Ale tak to wygląda. A jak cie widzo, tak cie piszo! 
Nie można byłoby jakoś bardziej kreatywnie? Z polotem? Albo chociaż kilkoma ciekawostkami? Jak doszło do napisania tej książki? Może jakieś kontekty kulturowe? Coś? Cokolwiek?

Ja wiem, że łatwiej krytykować niż samemu zrobić coś porządnie, że to dwie różne rzeczy. O książkach wolę jednak pisać, a jeśli już mówić - to tylko z drugą osobą, by mogła zachodzić natychmiastowa interakcja. Lubię patrzeć na moich rozmówców, zwłaszcza, gdy toczymy dysputę o lekturach. Zwłaszcza w przypadku Jagody mojej kochanej. Kiedy opowiada o jakiejś wspaniałej książce, jej oczy zawsze błyszczą w taki niesamowity sposób, który mówi mi, że nie tylko czytała, ale była. Była tam, z tamtymi bohaterami, w tamtym świecie, i w pełni go zrozumiała, poczuła. Naprawdę. Uwielbiam te momenty. 

Jagoda, moja modelka, pewnie mnie zabije, ale to zdjęcie i tak już od długiego czasu hula po sieci
Posłuchać o książkach też bym mogła, w Internecie zwłaszcza, ale gdzie, moi drodzy? Bardzo Was proszę o podrzucenie linków do Waszych ulubionych vlogów o książkach. W komentarzu albo na Facebooku. To mogą być też Wasze autorskie programy na YT. Może dzięki temu wreszcie znajdę odpowiadający mi styl? Nie wykluczam, że wówczas może nawet odszczekam część z dzisiejszych zarzutów, notabene bardziej wniosków z obserwacji. Żeby to zrobić, muszę mieć jednak odpowiedni materiał, więc nie czekajcie - spamujcie. I dorzucajcie się do hejtu na vlogerki książkowe lub brońcie ich zaciekle! Czekam na Wasze odczucia w tej sprawie. 

Share this:

CONVERSATION

15 komentarze:

  1. Zachwycił mnie Twój post :> Napisałam o wszystkim, co chodziło mi po głowię w związku z vlogerkami książkowymi, ostatnio z przyjaciółką (byłą współlokatorką) przeglądałyśmy sobie niektóre kanały, ech, muszę przyznać, że największym bólem dla mnie było to darcie się dziewczyn, albo na wstępie "Halo, cześć, czołem x 10", niby miało być śmiesznie, ale ja od razu potem wyłączyłam filmik. Wydaje mi się, że te dziewczyny chyba nawet czasem nie oglądały vlogów angielskich, czy nawet polskich mówiących o innych rzeczach, ale mówiących o nich w sposób przystępny i miły dla widza. Niestety do mnie żaden vlog nie trafił - jeden przesłodzony, drugi mówiący o niczym, trzeci bezrefleksyjny, czwarty ma sprzęt z tamtej epoki... Nie moje klimaty, wolę czytać blogi książkowe, chociaż ostatnio wszędzie czytam o zachwytach nad książkami, o których ja uważam, że wyszły spod ręki grafomanów :x Pozdrawiam, liczę na więcej takich postów w przyszłości, bo bardzo przyjemnie się go czytało :)
    http://leonzabookowiec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałaś* oczywiście -.-

      Usuń
    2. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję za komentarz!
      Też mi się wydaje, że nie widziały zagranicznych vlogów. A czasem nie trzeba mocno pracować nad własnym materiałem i wizerunkiem, wystarczy podchwycić coś np. z UK albo USA, skoro i tak ma się na wszystko zlew. I byłoby o dziesięć razy lepiej.

      Dobrze wylać takie zbiorowe żale, prawda?
      Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wiele razy myślałam o tym, żeby z bloga przejść na vloga. Przemyślenia kończą się jednak zwykle konkluzją, że się do tego nie nadaję. Wśród znajomych mogę szczebiotać na temat jakiejś książki godzinami, ale zwykle jest to bez ładu i składu. Pisze mi się przyjemniej, łatwiej zebrać myśli.

    Vlogi oglądam rzadko. Zwykle tylko wtedy, gdy omawiana jest interesująca mnie książka ( z tym ostatnio ciężko, bo choć ciągle w wieku jedynka z przodu, mało kręci mnie young adult, a fantastyka tylko w stylu Martina lub Gaimana). Moją sympatię zdobył Tramwaj numer 4, bo choć nie robi tego profesjonalnie, miło się go ogląda. Zaczął kręcić, bo go ludzie poprosili i tyle.

    No nic, koniec mojego wywodu, którego wniosek jest jednej - pozostanę jednak w blogosferze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uświadomienie sobie, że się do czegoś nie nadajesz, jest wbrew pozorom stwarzanym przez teraźniejszość, bardzo mądra i dojrzała decyzja. Acz, z drugiej strony, nigdy nie wiadomo. ;)

      Przybijam Ci piąteczkę, bo young adult to też nie moja bajka, a Martina i Gaimana - zwłaszcza tego ostatniego - uwielbiam.
      Nie kojarzyłam wcześniej w ogóle Tramwaju numer 4. Dzięki Tobie mogłam go poznać, więc wielkie dzięki! Ale i tak wolę teksty niż filmiki. Chociaż wielkie dla niego pokłony, że stara się poprawiać ich jakość, o czym sam mówi - nawet, że zapisał się na jakieś warsztaty. Gada całkiem naturalnie, chociaż wciąż nie na tyle interesująco opowiada, by mnie do siebie przyciągnąć na stałe. Mimo wszystko jest i tak lepszy od setki innych.

      Usuń
  3. To ja się przyznam - moim pierwotnym pomysłem było robienie vloga na YT zamiast skrobanie blogaska. Ale logistyka znalezienia ładnego kąta (bo będą się gapić co mam za plecami), dobrze oświetlonego, a jak nie to zniesienia z innych kątów domu odpowiednich lamp, przypudrowaniu twarzyczki i przyczesaniu loczków (ok, loczków nie mam, ale dobrze brzmi) sprawiła, że na razie zakończyłam na blogspocie.

    Vlogów oglądam dużo, ale angielskich. Na polskie trafiam raz na pół roku, ale jak trafię.... bez imion, bez nazwisk ostatnio oglądałam filmik o urządzaniu biblioteczki w którym autorka wszystko wyjęła i włożyła. Bez komentarza, za to z kamerą ustawioną pod takim kątem, że dowiedziałam się jedynie o posiadaniu przez nią regału z Ikei. Zostawiła mnie w głowie z głębokim pytaniem: "ale dlaczego chciałaś żebym to obejrzała?" i refleksją że w najbliższym czasie nie mam zamiaru ryzykować z jej filmową twórczością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Twój vlog byłby właśnie tym jedynym dobrym? ;)
      Faktycznie, z wybraniem miejsca też może być ogromny kłopot. Lepiej wszystko przemyśleć, a póki co... Pisać. To trudniejsze i bardziej chwalebne zadanie niż ustawienie się przed kamerą i peplanie o tym, co ślina na język przyniesie. (Oczywiście, jak widać powyżej, również peplanie przed kamerą wielu osobom sprawia sporo kłopotu, ale ojtam, ojtam).
      Zwróciłaś uwagę na chyba nawet kluczową sprawę. Czy autorkom vlogów zależy na tym, by ich oglądano? Czy po prostu wystarcza im bycie uwiecznione przez kamerę i wrzucenie tego na YT, bo wszyscy tak robią?

      Usuń
  4. Po przeczytaniu Twojego wpisu postanowiłam przejrzeć kilka książkowych vlogów, bo nigdy takimi vlogami się nie interesowałam (choć sama czytam nałogowo). I, o zgrozo, masz rację. Moja pierwsza myśl: "chyba trochę autorka wpisu przesadza. Nie może być aż tak źle". Ale 13 minut o niczym? Kilka książek, w dodatku: "to fajna [a fe, nienawidzę tego słowa] książka, przeczytałam już pierwszy rozdział [ale jak widać, nie przeszkadza mi to o niej mówić]". Albo wymiana zdań: "- ty już to czytałaś w ogóle? - yyyy... podczytywałam trochę". Przyznam, że jestem w szoku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, jeszcze nie wpadłam na takiego vloga, którego autorka nie zapoznawała się dokładnie z lekturą książki. Jestem zatrwożona.

      Usuń
  5. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że istnieje takie zjawisko jak vlogerki książkowe. Znaczy, może nie tyle nie wiedziałam, co nie interesowało mnie to, istniało gdzieś z boku, nie zawadzając ani nie wpływając w żaden sposób na moją egzystencję. Jednak wpis zaintrygował mnie na tyle, aby to sprawdzić. Z jednej strony boję się, że ucieknę z krzykiem, jeśli Twoje słowa sprawdzą się choćby w 80%, ale niezdrowa ciekawość raczej przejęła już stery;/
    Wszystkie ponadplanowe "yyy..." irytują mnie chyba najbardziej. Co do stresu, postrzegam to identycznie - CZYM się stresować, mówiąc właściwie samemu do siebie...
    Ciekawy wpis, będę tu wbijać częściej. Trafiłam na fabrykę po Twoim komentarzu u mnie, i całe szczęście, zabieram się za kolejnego posta, tym razem o HP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za odwiedziny!
      Te wszystkie ponadprogramowe przerywniki, m.in. "yyy" - niby taka mała rzecz, prawda? A jednak świadczy o niechlujstwie i totalnym braku kontroli. Rozumiem. Troszkę. Ale ile można?

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. A ja podziwiam każdą vlogerkę, nie tylko książkową. Osobiście nie miałabym ani trochę odwagi żeby nagrać filmik ze swoim udziałem a potem pokazać go szerokiemu gronu publiczności. Dlatego zostanę przy blogu i fanpage'u :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ważną wypowiedź. Natchnęła mnie do dodatkowych rozważań. Czy osoby stojące przed kamerą powinniśmy podziwiać za odwagę? Czy nie świadczy to o naszym tchórzostwie? W końcu gadanie do obiektywu to nie jest wzięcie broni i szarżowanie na Rosjan podczas powstania listopadowego. Kiedyś widziałam sondaż, że wystąpienia publiczne przerażają ludzi mniej więcej tyle samo, co śmierć. Hmm... To bardzo inspirujące, to, co napisałaś, więc pewnie zrodzi się z tego nowy wpis.

      Jeszcze raz ogromne dzięki i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  7. Dużo w tym racji, jak się czegoś podejmujemy to róbmy to profesjonalnie... Zachęcenie do przeczytania kolejnej nowości tymi samymi słowami, "że fajna jest i świetnie się czyta" nie jest argumentem i nie trafia do wyrobionego czytelnika :) Chwała Ci za to, że poruszasz taki temat, bo o niektórych rzeczach trzeba powiedzieć głośno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, bardzo dziękuję Ci za wypowiedź! Jeśli coś robimy, faktycznie, róbmy to z głową. Cieszę się, że podzielasz moje zdanie i życzę całemu vlogerskiemu oraz blogerskiemu światu, by o tym pamiętał. :)

      Serdeczne pozdrowienia!

      Usuń