Na Nowy Rok 2016
Stary roku 2015, byłeś zajebisty.
Nie będę się chwalić tym, co osiągnęłam, bo przeważnie zapominam o tym na drugi dzień i już myślę o następnych górach do zdobycia*, ale, no, większość momentów była cudowna i zdominowała chwile totalnie do dupy, które oczywiście też się zdarzały. Wspomnę może tylko o tym, o czym i tak wszyscy znajomi trąbili, bo przemilczenie tego faktu byłoby pewnie trochę nie w porządku wobec wersji Emilki z 2014 roku.
Robiliśmy z kumplem obczajkę aktorek na Filmwebie i nagle zauważyliśmy, że któraś z nich jest w moim wieku. Kiedy padło pytanie mojego kolegi: zobacz, ona ma 23 lata i zagrała już w filmie, a ty co osiągnęłaś? Odpowiedziałam: napisałam i wydałam książkę. I zamknęłam mu usta. Warto było ślęczeć nad tymi Piromanami, choćby dla takiego efektu.
Stary roku 2015, dziękuję ci za to, że znowu dużo się o sobie dowiedziałam.
Znowu były momenty, choć dużo rzadsze, kiedy ze łzami w oczach, przez zaciśnięte zęby, zwinięta w kulkę z fizycznie dotkliwego bólu, który tańczy w moim umyśle dance macabre, powtarzałam sobie: jesteś słaba i beznadziejna. I za każdym razem znowu wtedy wstawałam, i szłam do przodu, i byłam silna i olśniewająca. Więc wreszcie sobie uświadomiłam, że jestem cudownie przeciętna, krucha i mocna równocześnie, i nie ma w tym nic złego, że chcę podbić świat, tak jak każdy, i jak każdemu uda mi się to na mój własny sposób, i nie uda też.
I byłam Emilką, kiedy narobiłam jak zwykle strasznych głupot, po czym obśmiałam się od góry do dołu, i Emilią, kiedy dźwigałam z ogromnym ciężar, jaki zległ na moich barkach, i Emilią Teofilą, gdy siedziałam sobie na podwyższeniu w klubokawiarni i patrzyłam na ludzi, którzy przyszli posłuchać o mojej książce.
Stary roku 2015, tak bardzo jestem ci wdzięczna za osoby, które są wokół mnie.
Za to, że są na tyle odważne, by żyć po swojemu, w prawdzie o sobie, szczęśliwie. I za to, że nie poddają się, chociaż przyziemne problemy starają się im co chwila podciąć skrzydła.
Za to, że zawsze powiedzą, co myślą, są pomocne i lojalne, i kochające. I że wskazują dobry kierunek.
Za to, że czuję się przy nich jak w domu, bez względu na to, gdzie jestem. Że popychają do działania.
Dzięki.
Dzięki.
Roku 2016, chcę więcej.
Będę żreć. Wcinać życie garściami, to o wiele lepsze niż słoik nutelli, wierzcie mi.
Chcę się znowu w sobie zakochać, tak bez reszty.
Sprawdzam to, co było rok temu na blogu. Uśmiecham się. Jak zwykle, bo po lekturze wpisu z okolic końcoworocznych, stwierdzam: ale głupiutka, ale naiwna ta Emilka. Rozczulam się sobą z poprzednich lat, zastanawiam nad tą dziecinną słodyczą, zaraz stukną mi dwadzieścia cztery lata, na dwudziestego czwartego kwietnia, a choć zmienia się dużo, to mam wrażenie, że czas to tylko i wyłącznie złudzenie optyczne, bo w istocie nie zmienia się nic. Fajnie jest być trochę naiwnym, wtedy sporo rzeczy wciąż potrafi zaskoczyć.
Sprawdzam cele, jakie miały być na rok 2015, a do których nie zajrzałam w ogóle od kiedy je spisałam, chyba, bo nawet zapomniałam, że takie akapity zostały przeze mnie napisane.
Żyć zdrowiej, mieć wakacje, przesuwać granice.
Wiecie co? Udało się. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by udawało się wciąż, i to coraz lepiej.
I z pewną dozą chaosu...
Wiem, że lepiej mieć wszystko poukładane. Ubrania w szafie. Zadania na następny tydzień. Plastikowe karty w portfelu. Nie odkładać na później nauki do egzaminu, zmywania naczyń, przeczytania książki Małgorzaty Halber. I jakkolwiek staram się działać tak, by wszystko podążało w wyznaczonym przeze mnie kierunku, zawsze przy moich nogach pałęta się chaos. Jak sprytny rudy lisek, który wdziera się tam, gdzie nie powinien i wyciąga kury z kurnika z zadziwiającą łatwością. Chaos często przekreśla niektóre moje plany, ale nie mogę się na niego gniewać, jest przecież taki uroczy. A to, co przepada, wcale nie stwarza próżni, wręcz przeciwnie, daje nowe możliwości. Wobec tego nie mam nawet ochoty biegać za nim z wiatrówką. Zapraszam go do siebie, bo jest moim przyjacielem i już dawno się ze sobą oswoiliśmy. Nie mogłabym bez tego szalonego urwisa na dłuższą metę wytrzymać. Umiem się zorganizować, ale nie jestem poukładana. Po co walczyć z wiatrakami?
Trzy ważne rozkminki na Nowy Rok:
EINS: Jeśli nie potrafimy walczyć ze swoimi słabościami, musimy się zastanowić, dlaczego. Może one wcale nie są naszymi słabościami? Może po prostu tacy jesteśmy? Może to są nasze dobre, mocne strony, które postrzegamy w zły sposób? Mówię ja.
ZWEI: Jim Jarmusch mówi, że miłość polega na kochaniu człowieka takim, jakim jest, a nie na próbach zmieniania go. Się zgadzam się.
DREI: Szczepan Twardoch mówi, że nie ma z czego być dumnym, ale jest za co byś wdzięcznym. Mądry chłopak.
To tyle, jeśli chodzi o luźne refleksje. Koniec prywaty. Co z blogiem i czytaniem?
Rok 2015 był rokiem eksperymentu. Stwierdziłam: przyłożę się do prowadzenia Fabryki dygresji. Ciekawe, co się wydarzy.
Słuchajcie, wydarzyliście się Wy. Najwspanialsi czytelnicy pod słońcem. Wreszcie zdałam sobie naprawdę sprawę z tego, że jestem czytana. (To przerażające). Wysyłacie mi na maila swoje teksty i prosicie, bym je oceniła lub podpowiedziała, jak pisać. To ogromna odpowiedzialność, wszak dziękuję za zaufanie i mam nadzieję, że na coś mogłam się przydać. Wydawnictwa zaś przesyłają mi książki, które zaraz ukażą się na rynku, bym mogła je zrecenzować. Ale nie jestem do końca przekonana, czy to właściwa droga, czy na tym aż tak bardzo mi zależy przy prowadzeniu Fabryki dygresji. Chyba nie, chociaż miło znaleźć swoje recenzje na stronie Bezdroży. Zresztą, ponieważ okazuje się, że nie piszę sama dla siebie, tylko w dużej mierze dla Was, pomóżcie mi, proszę. Część osób wypełniła już ankietę, ale spora część nie, więc jeśli macie chętkę, zajrzyjcie TUTAJ i wyślijcie swoją odpowiedź. A ja już zadbam o resztę.
Czego Ci życzę na ten rok?
Jeśli jesteś dupeczką, nie życzę Ci znalezienia męża.
(Jagoda, po zobaczeniu powyższej grafiki: Dlaczego kobiety nie chcą znaleźć spokoju ducha, złotego środka czy Atlantydy, tylko, kurwa, męża? Zgadzam się z Jagodą).
Nie życzę Ci również, żebyś przestał się bać, tylko nie dał się temu sparaliżować. Prawdopodobnie będziesz się bać do końca życia, więc wystarczy ten strach oswoić. A czasami może on dodać skrzydeł.
Nie życzę Ci również sukcesu, bo gdy widzę posty na facebooku innych ludzi, przechwalających się tym, że kupili sobie psa (+20 do zajebistości), urodzili sobie dziecko (+21 do zajebistości), wystąpili w teledysku jakiegoś zespołu discopolo (+nie wiadomo, ile liczyć, punkty nie mieszczą się na skali), to jakoś tak mi dziwnie.** Czuję, że coś nie tak, ale nie do końca wiem, co takiego. Cieszyć się, że młodzi Polacy potrafią się wreszcie chwalić, a nie skupiać na niepowodzeniach? Czy bać się, bo jeśli będziemy się w ten sposób sami nakręcać na zapierdalanie, samorealizację i sukces (który przecież dla każdego ma zupełnie inne znaczenie, wcale nie zawsze chodzi o hajs i fejm), to nasze zdrowie psychiczne ulegnie niebawem kompletnej destrukcji? O, myślę sobie, że to jednak wciąż polskie. Żeby mieć więcej od sąsiada. Nawet, jeśli sąsiednie są tylko posty na fejsbuku.
Życzę Ci za to zrozumienia, żeby nie dowiadywać się, kim jesteś albo jaki jesteś. Bo taki, jaki jesteś do tej pory, to właśnie Ty - no, chyba że nie...
I życzę Ci chyba znalezienia Atlantydy, cokolwiek nie kryłoby się pod tą nazwą. A potem El Dorado, żeby się nie zatrzymywać, nigdy, nie cofać, tylko wciąż iść do przodu, spokojnie, ale iść. Żeby wiedzieć po co, choć niekoniecznie od razu trzeba wiedzieć, dokąd.
I jeszcze Ci życzę, żebyś miał odwagę, żeby zrobić to, czego dwadzieścia innych osób nie zrobi, żebyś mógł sobie płynąć pod prąd, jeśli akurat tak Ci bardzo pasuje, albo musisz akurat w tę stronę, bo o coś walczysz.
I żeby częściej było dobrze, niż źle, a jak już dzieje się złe, to żebyś miał zawsze do kogo się przytulić.
I jeszcze Ci życzę, żebyś miał odwagę, żeby zrobić to, czego dwadzieścia innych osób nie zrobi, żebyś mógł sobie płynąć pod prąd, jeśli akurat tak Ci bardzo pasuje, albo musisz akurat w tę stronę, bo o coś walczysz.
I żeby częściej było dobrze, niż źle, a jak już dzieje się złe, to żebyś miał zawsze do kogo się przytulić.
See ya!
_____________________________________________________
*Można to interpretować w ten sposób, że po prostu nie umiem się cieszyć. Czasami bywa i tak. Ale rzadko.
**Mam nadzieję, że nie trąci tutaj zgnitym jajem albo innym zapachem sarkazmu, dla każdego coś miłego, ja to rozumiem i nie szydzę, zaznaczam: gówno wiem i gówno rozumiem, ale nie zazdroszczę, tylko sobie cichutko rozkminiam, o co może chodzić.
**Mam nadzieję, że nie trąci tutaj zgnitym jajem albo innym zapachem sarkazmu, dla każdego coś miłego, ja to rozumiem i nie szydzę, zaznaczam: gówno wiem i gówno rozumiem, ale nie zazdroszczę, tylko sobie cichutko rozkminiam, o co może chodzić.
Spełnienia postanowień noworocznych :) pozdrawiam :) wi-kusia.blog.pl
OdpowiedzUsuńPodsumowanie i życzenia (za które szczerze dziękuję) są świetne. Ale czytając mam takie wrażenie, że stanowią po prosgu świetny tekst. Nie wiem do końca, jak to opisać, ale to coś w stylu znalezienia pięknego fragmentu w książce..
OdpowiedzUsuńTo ja Ci dziękuję! Za to, że jesteś, i za Twoje słowa. 366 buziaków na Nowy Rok 2016!
UsuńSerdecznie dziękuję, ślę równie dużo buziaków!
UsuńW tagach zobaczyłam słowo "depresja". Sądzę, że nie powinniśmy jego nadużywać.
OdpowiedzUsuń