10 zalet bycia grubasem

Nie piszę po to, by obrazić kogoś z nadwagą lub otyłością (wtedy to obrażałabym samą siebie, a uwierzcie, niezbyt dobrze reaguję na jakąkolwiek formę krytyki, nawet, gdy jest konstruktywna). Piszę dla żartu (choć jestem świadoma, że żarty mogą wyrządzić dużą szkodę). 10 zalet bycia grubasem ma być krytyką przede wszystkim lenistwa i egocentryzmu. Ewentualnie otworzyć oczy i zmotywować do treningu. Jestem ciekawa, czy notka wywoła kontrowersje. Jeśli tak, to znaczy, że napisałam 10 zalet bycia grubasem i mogę być z tego dumna, bo pobudziłam kogoś do myślenia (lub oburzania się, lub hejtu). 


1. W drodze do sklepu co chwila łapiesz zadyszkę, więc masz święte prawo zatrzymywać się co chwilę, siadać na każdej spotkanej ławce i obserwować przechodniów, krytykując ich w myślach za źle dobraną torebkę albo krzywe parkowanie. W ten sposób wypad do marketu, który innym ludziom zajmuje maksymalnie godzinę, dla ciebie zmienia się w niezwykle ciekawą eskapadę, mogącą zająć pół dnia. (Drugie pół musisz odchorować przed telewizorem, wcinając świeżo zakupione czipsy - w końcu po coś do tego sklepu się udałeś)! Szkoda, że to twoja jedyna rozrywka. Ale nie ukrywajmy, zawsze byłeś minimalistą, prawda?




2. Ponieważ twój brzuch jest tak wielki, że od tygodni nie widziałeś swoich stóp, a każde głębsze schylenie się powoduje kołatanie serca, możesz pozwolić sobie na wywalanie mnóstwa pieniędzy ma pedicure i czuć się w pełni usprawiedliwiony. Przecież robisz coś dobrego - wspierasz polskie rzemiosło kosmetyczne! Ewentualnie możesz wybrać drugą opcję, czyli dać sobie spokój również z higieną, nikogo nie wspierać i znaleźć się w centrum uwagi, gdy twoje stopy zaczną wydzielać kontrowersyjny zapach. Nieważne, którą drogą podążysz, masz prawo, przecież jesteś grubasem, to nie twoja wina.

3. Masz absolutne wolne od męczących randek, flirtowania z osobnikami płci przeciwnej (tudzież tej samej) oraz tym, co najbardziej irytujące: byciem podrywanym. Oczywiście twarzą w twarz, bo przecież to wszystko można robić za pośrednictwem Internetu, nie ruszając się z domu, lecz tylko dlatego, że na Facebooku i Sympatii wciąż tkwi twoje zdjęcie zrobione dwadzieścia pięć kilogramów temu.

4. Kiedy odwiedzasz przyjaciół (najprawdopodobniej również grubych, bo tylko tacy ci pozostali), nie musisz dzwonić do drzwi. Twoje przyjście już dawno zostało zakomunikowane drżeniem ziemi, które następowało wraz z każdym twoim stąpnięciem.

5. Możesz być ekspertem w dziedzinie antyperspirantów. Jesteś gruby, więc pocisz się jak świnia. Dlatego od długiego czasu poszukiwałeś najlepszego dezodorantu, który sprawi, że nie będziesz wyglądać, jakbyś wyszedł przed chwilą z rynsztoka. Teraz już wiesz: polski przemysł kosmetyczny jest do dupy. Wciąż śmierdzisz.

6. Od pani w McDonald's dostajesz zawsze gratisowe ciasteczko. Nic dziwnego, skoro jedna twoja wizyta równa się połowie dziennego utargu.

7. Możesz bawić się ze swoimi dziećmi w chowanego, nie schodząc z kanapy. Wiesz, że schowają się w twoich fałdach, ale masz ich tyle, że przetrząśnięcie ich wszystkich i odnalezienie potomstwa i tak zajmuje dużo czasu.

8. Masz dużą dupę i duże cycki. Facetów to zawsz jarało. A to, że masz jeszcze większy brzuch, a także przestałaś posiadać szyję i kończyny, które zapadły się w Twoje tłuste cielsko, po prostu ignorujesz. Nie można mieć wszystkiego. Dlatego jutro i tak ubierzesz leginsy.*

9. Na ulicy wytykają cię palcami, więc możesz się cieszyć, bo, jak to mówią, zła sława, ale sława, prawda?

10. Nie musisz przejmować się dietą. Wpierdalasz, co pod ręką. Masło orzechowe ze słoikiem, gdy jesteś u kumpelki. Kosz na śmieci, gdy czekasz na tramwaj. Hipopotama, gdy wywożą cię na wycieczkę do zoo. (To nie jest wycieczka. Tak bliscy chcą ci powiedzieć, że czas zmienić lokum, żebyś znalazł się w otoczeniu, do którego bardziej pasujesz). I tak nikt nie zauważy, że przytyłeś, bo zawsze nazywali cię grubasem.

Czy grubi ludzie w moim przekonaniu to źli ludzie?
Nie, to ludzie głęboko nieszczęśliwi. I bardzo chorzy, ale nie mówię tu o jakichś genach, będących predyspozycją do tycia, w których działanie szczerze wątpię. Chodzi mi o psychikę. 


Gruby nie stajesz się przypadkiem. To kwestia wyborów, m.in. takich jak siedzenie całe wakacje przed kompem zamiast wypadu w góry czy związek ze złym facetem, który traktuje cię jak śmiecia. Jesz, bo krówki nie powiedzą ci, że jesteś szmatą i nie zdradzą cię z najlepszą przyjaciółką (możecie ewentualnie zafundować sobie karmelowy trójkąt). Jesz, bo to jedyne, na co jeszcze względnie masz ochotę, choć i tak nie bardzo. Jeszcze jakoś żyjesz, więc jesz, bo może to nada sensu twojej płytkiej egzystencji. Jesz, żeby coś poczuć, nawet, jeśli jest to odrobina soli na języku.
W istocie nie jesteśmy takimi, na jakich wyglądamy, ale powinniśmy się starać, by tak było, o ile mamy dobre serce (nie chcę wiedzieć, jakby wyglądał Hitler, gdyby to całe zło wypełzło na zewnątrz, a i tak do przystojniaków nie należał). 
Tak to jest, a przynajmniej ja tak to widzę.
A co Wy sądzicie a propos tej dygresji?
I pozdrawiam Was, takim oto zdrowym obrazkiem, żeby nie było, że suka nie ma serca. (Nie ma, ściągnęłam z Pinterestu).

___________________________________
* Jestem największą wielbicielką leginsów, jaką znam, i tak, noszę je nawet teraz, kiedy jestem wciąż niezłym grubsonem, ale pamiętam, żeby przysłonić tyłek, więc nie sieję aż takiego spustoszenia na salonach. Jak wtedy, kiedy nie przysłaniałam. Wiem, jestem złą kobietą.

Share this:

CONVERSATION

16 komentarze:

  1. Post jest mega zabawny i pozytywny. Hejt będzie chyba tylko, jeśli ktoś nie ma dystansu do tego i bierze wszystko jako atak na jego osobę. Mnie osobiście rozbawiło. A, i jeszcze pochwalę kreatywne podejście do tematu. Świetne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Fajnie, że jesteś, dawno Cię tu już nie widziałam. Tęskniłam! :D
      Pozdrawiam cieplutko. :* :* :*

      Usuń
  2. Nie będę się wypowiadać na temat poczucia humoru bo widocznie mam inne, nic mi do tego. Ale stwierdzenie, że ludzie grubi są nieszczęśliwi i chorzy jest krzywdzące strasznie. Bardziej niż ten cały tekst, jeśli ktoś go odbierze jako atak. Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Dlaczego oceniasz, generalizujesz i dajesz sobie prawo do takich osądów? I nie, nie jestem gruby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, w sumie racja, jestem grubasem i jakoś nie jestem tragicznie nieszczęśliwa, ale byłam, a ból i wstyd zagryzałam, więc dlatego wyglądam teraz bardzo wieprznie. Twierdzę tak więc na podstawie własnych doświadczeń. Dodam jednak, że znam w zasadzie dwóch lub trzech bardzo wesołych grubasów, których kocham z całego serca, ale też są chorzy. Ich chorobą jest brak czasu na przygotowanie sobie zdrowego posiłku. A może nawet lenistwo, bo nie chcą wstać wcześniej i przygotować sobie smacznej zupki na trzy dni do przodu, która jest z całą pewnością lepsza niż żarło w KFC.
      W skrócie: moje stanowisko jest po prostu subiektywne.

      Usuń
    2. Twoje stanowisku musi być subiektywne, bo jest twoje. To raz. Po drugie skoro już piszesz bloga, to rozumiem że bierzesz pod uwagę, że czytają go inni ludzie. A zdanie "Grubi ludzie są po prostu nieszczęśliwi" nie brzmi jako twoja opinia, tylko jak wyrok.
      Używasz bardzo mocnych słów. Brak czasu na przygotowanie sobie zdrowego posilku nie jest chorobą. Generalnie bardzo dużo krytykujesz. I oceniasz. Nie wiem na jakiej podstawie, ale to nie jest fajne. Radziłbym uważniej dobierać słowa.
      I może warto się zastanowić co jest przyczyną otyłości ludzi? Bo jak dla mnie to poszłaś po najmniejszej linii oporu i stwierdziłaś, że to choroba. Albo lenistwo. Możesz powiedzieć, że u Ciebie to z tego wynika, ale proszę cię nie oceniaj tak bo to jest krzywdzące zarówno dla osób otyłych jak i dla tych z chorobą psychiczną.

      Usuń
    3. No właśnie. Nikomu nie mówię, co ma myśleć, ale ja myślę właśnie tak.
      To, jak coś brzmi, jest kwestią interpretacji. I jak najbardziej biorę pod uwagę to, że ludzie go czytają. Niech czytają i biorą się w garść. Niech później idą pobiegać zamiast toczyć bezsensowne spory.
      Brak czasu na przygotowanie sobie zdrowego posiłku można nazwać chorobą. Chorobą naszych czasów. Albo, posunę się nawet dalej, upośledzeniem. Jak nie masz czasu zadbać o swoje zdrowie, to jak zadbasz o cokolwiek? O swoje wykształcenie, pracę, rodzinę? Moja dobra koleżanka ma chorą tarczycę i do najcieńszych przez to nie należy. Nie miała czasu przez długi czas pójść do lekarza. CIERPIAŁA na chorobę ciała i duszy, bo wiecznie była zajęta obowiązkami z pracy. W końcu jednak wzięła się za siebie, ruszyła dupę do specjalisty, bierze leki i chudnie.
      Oczywiście, że oceniam, bo to naturalne. Jak coś jest zarąbiste według mnie, na przykład "Interstellar", to radzę ludziom iść do kina. Jak coś jest beznadziejne, jak otyłość, to radzę ludziom wziąć się w garść i coś z tym zrobić, bo życia nie przybywa, w przeciwieństwie do cholesterolu. I dziękuję za radę, ale z niej nie skorzystam, bo kolejna choroba naszych czasów to przemilczenie ważnych spraw. Mnóstwo tabu się nam namnożyło ostatnio oraz eufemizmów. Już nie powiesz w sklepie: poproszę cienki plaster szynki, tylko cieniutki plasterek. Albo mówi się: uważam, że zachowujesz się trochę nie fair zamiast: zraniłaś mnie do żywego, moje serce krwawi, więc nie chcę cię widzieć w ciągu najbliższych trzech lat, a tak ogólnie to ogarnij pipę, bo cię wszyscy zaraz zaczną nienawidzić za twoje paskudne zachowanie.
      No to powiedz mi, co jest przyczyną otyłości? Bo ja się zastanawiam właśnie i albo lenistwo, albo skopana psycha, albo złe funkcjonowanie hormonów czy tam narządów, więc właśnie choroba. Masz jakieś inne wytłumaczenie? Podziel się i przekonaj mnie. Jestem otwarta na zmiany. Nawet w myśleniu, o to tutaj chodzi. Ale weź zadziałaj konkretnie, dobra?

      Usuń
  3. Hm, nie sądzę, by korzenie otyłości u wszystkich ludzi wiązały się z chorobą psychiczną, jak sugerujesz:/

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do jednego pełna zgoda: taki a nie inny wygląd częściej jest naszym wyborem niż chcielibyśmy się do tego przyznać. Owszem są sytuacje w rodzaju przyjmowania jakichś leków, które powodują rozrost na szerokość, ale sądzę, że to margines. Co do zasady sami sobie hodujemy wielkie tyłki.
    A co do choroby psychicznej: otyłość jest przyczyną czy skutkiem?;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, racja. Przyjmowanie leków - faktycznie. Też kiedyś brałam jakieś paskudne sterydy na astmę, po których wzrósł mi apetyt, ale z drugiej strony nikt mi nie kazał tyle żreć. Tudzież mogłam pakować w siebie warzywa, a nie kilogramy frytek z keczupem. Oczywiście się zgadzam, faktycznie, można tyć od leków. (Ale leki też się bierze przez chorobę, czyli otyłość jest jej skutkiem).
      Dobre pytanie postawione na zakończenie. Myślę, że i tak, i tak. Na przykład: matka jest grubasem, bo nie zna się na żywieniu i co chwila serwuje swojemu dziecku obiadki w McDonald's. Dziecko nie wie, że to złe, więc je. A potem robi się grube. Tak więc jest bez winy, a że później staje się odludkiem w szkole, bo koleżanki wyśmiewają się z jego tuszy, to wpada w depresję. Czyli najpierw otyłość, potem choroba, z której bardzo, bardzo, bardzo ciężko wyjść. W takim stanie trudno zwalczyć otyłość. Ale można się uświadomić. Dieta to naprwdę 75% sukcesu. Człowiek dorasta i już nie musi jeść obiadków w McD, chyba, że to jego świadomy wybór.

      Usuń
  5. Też miałam nadwyżkę na wadze, ale w końcu się zmotywowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie jest śmieszne...

    OdpowiedzUsuń